Trzeci dzień – wilgoć rzeki i powrót słonecznej aury
Dopiero następnego dnia rano mogliśmy docenić piękne zakole Brdy gdzie była usytuowana stanica dla kajakarzy. Nad rzeką unosiła się mgła, a chwilę później mgła ustąpiła promieniom słonecznym. Wyjaśniło się także dlaczego wieczorem tak szybko ogarnęły naszą polanę gdzie rozłożyliśmy namiot ciemności. Otóż pomost i przylegający teren są położone niżej i otoczone lekkim wzniesieniem. Zanim więc słońce na dobre rozświetliło całą polanę my byliśmy już po śniadaniu, porannej toalecie i mieliśmy spakowane do dalszej wędrówki nasze plecaki.
Po wydostaniu się na górę do szosy najpierw szliśmy wzdłuż Kanału Brdy. W słońcu prezentował się niezwykle okazale. Część wybarwionych jesiennie drzew odbijała się w wodzie. Dzień zapowiadał się na pogodny, a słońce dodawało energii do maszerowania.
W Nadolnej Karczmie według mapy mógł być sklep spożywczy, więc idziemy do centrum wsi. Niestety sklep już dawno przestał działać więc nie zrobiliśmy żadnych zakupów. Za to za wsią przy wiejskiej drodze rosła jabłoń, która miała wyjątkowo dużo słodkich jabłek. Nie mieliśmy jednak wystarczającej ilości wody pitnej. Mogliśmy się zaopatrzyć w wodę dopiero w… Woziwodzie. Oprócz siedziby nadleśnictwa w Woziwodzie jest duży ośrodek edukacyjny z miejscem odpoczynkowym. Warto tutaj zrobić sobie przerwę i zwiedzić przy okazji centum edukacji nadleśnictwa czy zjeść posiłek korzystając z wiaty i dostępu do wody.
Przechodzimy przez Łąki Czerskie – to miejsce gdzie po wykarczowaniu boru zostały utworzone kompleksy łąkowe. W połączeniu z systemem nawadniającym obszaru Borów Tucholskich jest ważnym miejscem tych terenów, choć już tylko o znaczeniu historycznym, a kiedyś także paszowym.
Potem jeszcze kawałek lasem i dochodzimy do kolejnego miejsca noclegowego nad Brdą. Na dużej polanie jest kilka wiat. Wybieramy położoną jak najdalej rzeki, tuż przy granicy z lasem. Niedaleko pomostu leży wyciągnięte na brzeg canoe, a na wszystkich stołach i belkach pobliskich dwóch wiat suszą się rozwieszone ubrania i leży pełno sprzętu. Okazało się, że to wszystko należy do jednego człowieka, który właśnie wrócił z naręczem chrustu i maczetą w drugiej ręce. Rozpalił ognisko i zabrał się do gotowania.
Dym z ogniska zwabił właściciela, który przyjechał chwilę później pobrać opłatę za korzystanie z pola namiotowego. W ramach niewygórowanej na szczęście opłaty, udostępnił nam także jedną łazienkę gdzie mogliśmy w zimnej wodzie umyć chociaż… zęby, choć poradzilibyśmy sobie i bez tej łazienki, bo mieliśmy dostępną wodę (też zimną, ale mogliśmy ją zagrzać na gazie kuchenki turystycznej).
Gdy zrobiło się chłodno zaszyliśmy się szybko w naszych puchowych śpiworach. Prawie bezchmurne niebo spowodowało, że ciepło szybko uciekło i po zachodzie słońca temperatura odczuwalnie zmniejszyła się. Byliśmy pod wrażeniem gościa, który płynął canoe w październiku i nocował też w namiocie.
Czwarty odkryjesz po kliknięciu na stronę 4 poniżej