Większość normalnych ludzi w weekend odpoczywa. Myślą tak: zmęczyć się? po co?
Ale nie wiedzą, że jak człowiek się porządnie zmęczy, to potem wszystko wydaje się przyjemne i łatwe.
Na mazowieckich równinach styrmać się za bardzo nie można. Ale kilometrów można nakręcić tyle ile czasu do zachodu słońca i też nie będzie nudno. Dlatego wybraliśmy się na kilkugodzinną wycieczkę. Bo my już tak mamy, że krócej nas nie satysfakcjonuje. Jak już, to zmęczyć się długo i dobrze.
Gdzieś tam po łące przechadzał się bocian.
Ten „zamek” to kościół w Trąbkach:
Dziś jechało się nam dobrze i w zasadzie moglibyśmy nie robić postoju w Trąbkach, ale tu było nasze tradycyjne miejsce odpoczynku, bo … są ławki i jest spokojnie.
Naprawiona droga z Warszawic do Osiecka przypomniała nam niemiecki asfalt. Średnia prędkość od razu podskoczyła o dwie kreski. Nawet wiejący na tych łąkach wiatr w niczym nie przeszkodził gdy się mknęło z prędkością światła po gładkiej nawierzchni. Szkoda, że tak krótki odcinek. Ale i tak było fajnie.
Na koniec rowerowego styrmania się popływaliśmy jeszcze na anińskim basenie. Regeneracyjnie i niezbyt długo. Taki wodny masaż.