W sobotę wreszcie udało się pojechać na wspólną wycieczkę do Kinderdijk czyli miejsca gdzie można obejrzeć dużo wiatraków. Najpierw płyniemy z rowerami statkiem, który z nazwy jest wodnym autobusem (Waterbus) z przesiadką na inny mniejszy statek. Na nadbrzeżu w okolicy przystanku przy moście Erasmusburg, z którego będziemy wsiadać w Rotterdamie, odbywają się akurat różne pokazy z okazji święta portu. Przyszło dużo ludzi na te atrakcje.
Wreszcie wsiadamy do naszego wodnego autobusu i odpływamy. Rowery płyną za darmo. Można oczywiście dojechać rowerami do Kinderdijk bo nie jest aż tak daleko, o czym już się przekonaliśmy, ale dziś podziwiamy Rotterdam od strony kanału.
Przesiadamy się na mniejszy stateczek, którym dopływamy do Kinderdijk, małej wioski gdzie można przyjrzeć się wiatrakom z bliska.
W niektórych wiatrakach w Kinderdijk mieszkają jeszcze ludzie. W jednym zostało urządzone muzeum. Pokazuje życie tutejszych mieszkańców i historię 15-osobowej rodziny zamieszkującej w tym wiatraku.
Na samym dole znajdowała się jedyna ogrzewana małym piecem izba. Pomieszczenia znajdujące się wyżej to nieogrzewana część.
Adam z Alą zastanawiają się jak można było żyć w czasach bez internetu i czy utrzymanie trzynaściorga dzieci byłoby zadaniem do udźwignięcia w dzisiejszych czasach.
Żegnamy wiatraki i wracamy do Rotterdamu do hostelu pakować się. Wieczorem pożegnalna kolacja w New York Hotel, do którego płyniemy taksówką wodną.
Hotel i restauracja mieszczą się w budynku, które było kiedyś biurem linii pasażerskiej z Holandii do Nowego Jorku.
Na koniec niespodzianka: gdy wyszliśmy z restauracji rozpoczął się pokaz fajerwerków co jeszcze bardziej uświetniło nasz wyjazd z Rotterdamu. Powrót taksówką wodną też był dodatkową atrakcją. Ściskamy Alę i Adama i wracamy do hostelu.