Od ostatniego wypadu na food tracki jakoś już nie tęsknię za szybką kanapką na obiad, czyli bułą z ostrym sosem, piklami z ogórka i czymś co udaje siekaną i zgrilowaną wołowinę.
Przeczytałam na Stava o Byond Burger, czyli jakie burgery jedzą światowi sportowcy, którzy są vege. Wiadomo, że te bez mięsa i tylko roślinne, ale ponoć te burgery nowej marki są tak zrobione, że nie można w smaku odróżnić, który kotlet jest mięsny, a który ten 'byond meat’. Tylko że tych amerykańskich nie ma w sklepie na osiedlu, więc zaczęłam zgłębiać temat. Wyszło mi, że zamiast kupować w sieci płacąc za przemysłowe składniki jak za przysłowiowe zboże, to lepiej spróbować zrobić najpierw coś samemu w domu.
Na pierwszy ogień poszły przepisy na vege burgery z czarnej fasoli i komosy ryżowej. W składzie są jeszcze cebula i czosnek duszone na oliwie, pomidory suszone, natka pietruszki, siemię lniane, przyprawy (musztarda, sos sojowy, kmin rzymski, chili, papryka wędzona i sól). Trochę im brakuje do smaku mięsa, ale będę je jeszcze dopracowywać.
Dużo robią też „dodatki”, czyli bułka hamburgerowa (tutaj są świeżutkie bułki upieczone przez Darka) oraz sos (tu: majonez kaparowo-limonkowy). Tego majonezu zostało mi jeszcze dużo, więc będę próbować z innymi kotletami.
Kolejna odsłona będzie mniej roślinna, bo będą to burgery rybne. A potem spróbuję tego wynalazku z burakiem, że to niby krwisty wołowy burger 😉
stay tuned 🙂