W ramach przygotowań do wakacyjnej przygody, pojechaliśmy na czterodniową wycieczkę rowerową. Spanie mieliśmy zabukowane w namiocie, a zapas jedzenia na posiłki oraz kilak sztuk ubrań na zmianę zapakowaliśmy do sakw. Prognozy na przedłużony weekend wspominały o przejściowych opadach. Mieliśmy okazję obserwować przechodzące nad Polską fronty atmosferyczne, po których miało stać się upalnie i wilgotno.

Nie lubimy upału w mieście, więc ruszyliśmy rowerami po Lubelszczyźnie, Podlasiu, Polesiu i Mazowszu.

Dzień pierwszy

Lublin – Wola Uhruska  116 km i 430 m przewyższenia

Pierwszy etap pokonaliśmy koleją do Lublina. Po wyjściu z pociągu i przeliczeniu bagażu (ja i Darek po dwie sakwy na tylny bagażnik i jednej torbie na kierownicę, plus Darek jedna duża torba z namiotem i innym szpejem do biwakowania), pierwsze kroki skierowaliśmy na kawę do Żabki. Wzmocnieni odrobiną kofeiny ruszyliśmy urokliwym szlakiem rowerowym z Lublina do Woli Uhruskiej przy granicy z Ukrainą. Szlak prowadził spokojnymi drogami głównie Pojezierza Łęczyńsko – Włodawskiego, a w dalszej części brzegiem Poleskiego Parku Narodowego i malowniczymi terenami Lasów Włodawskich i Sobiborskich. Pod koniec wjechaliśmy do lasu i utknęliśmy w głębokim piachu. Po przejściu z rowerami kilku kilometrów na najbliższym skrzyżowaniu skręciliśmy na drogę wyłożoną płytami. która doprowadziła nas do szosy asfaltowej. Byliśmy ocaleni. W Woli Uhruskiej, na szlaku Green Velo jest bardzo ładny rozległy MOR. I tam właśnie postanowiliśmy zanocować.

Dzień drugi

Wola Uhruska – Żółkiewka 112 km i 820 m przewyższenia

 

W Woli Uhruskiej naprawdę warto wybrać jako miejsce noclegowe MOR. Co prawda obok są place zabaw, gdzie bawią się dzieci, ale przychodzą także nastolatki, a te potrafią wieczorami zachowywać się głośniej. Tym niemniej takie atrakcje są dużo „bezpieczniejsze” niż szczekanie koziołka w lesie, który przychodzi pod namiot i zaczyna się denerwować czując intruza na swoim terenie. Poza tym obecność innych ludzi czasem też jest przydatna, bo przy placu zabaw oprócz wiaty ze stolikiem i ławkami było WC. Mieliśmy zatem całkiem cywilizowane warunki noclegowe oraz do porannej toalety. Mogliśmy także od razu zjeść śniadanie i umyć zęby korzystając z bieżącej wody w kranie. W lesie też dałoby się to zrobić, ale tutaj mieliśmy zdecydowanie większy komfort.

Zapowiadał się dziś piękny i słoneczny dzień, a trasa prowadziła zdecydowanie ładnymi odcinkami. Jechaliśmy szlakiem Green Velo, więc było widokowo i nawigacyjnie łatwo. W Chełmie zrobiliśmy dłuższą przerwę kawową i podziwialiśmy jak został wyremontowany rynek. Ostatnio gdy tu byliśmy też rowerowo trwało układanie kostki brukowej i nie można było przejechać przez stare miasto, więc wtedy nie zobaczyliśmy wszystkich kamienic.

Kolejny punkt dzisiejszej wycieczki to Krasnystaw, ale po drodze kilka ciekawych obrazków, które umilały całodzienne kręcenie. Podążaliśmy przez wsie i pola, a czasem otwierały się panoramy, choć przedtem trzeba było nieco mocniej nacisnąć na pedały aby troszkę się wspiąć. Teren odrobinę falował, ale przez to nie było tak monotonnie.

Kolejny miły przystanek był przed Krasnystawem gdzie zatrzymaliśmy się zupełnie przypadkowo na terenie Kółka Rolniczego. Okazało się, że panie z Koła Gospodyń Wiejskich przygotowywały się tutaj akurat do weekendowego lokalnego festynu. Stała już scena oraz część dekoracji, a panie gotowały bigos, którym nas poczęstowały gdy usłyszały, że planujemy zjeść obiad. Zanim zdążyła się nam ugotować woda do naszego posiłku na stole stały już miseczki ze świeżym i pachnącym daniem, które co prawda nie było w pełni wegetariańskie, bo do kapusty wkrojona była kiełbasa. Panie zapewniały nas jednak, że ugotowały postną wersję „dla dzieci” więc nie dały za dużo skwarek ani dodatkowego tłuszczu. Gospodynie zachęcały nas także do podziwiania nowych nasadzeń na terenie oraz niedawno urządzonej ścieżki dydaktycznej ze stacjami sensorycznymi do pobudzania zmysłów słuchu, wzroku i dotyku. Ciekawe rozwiązanie i myślę, że przydatne nie tylko dla dzieci, a także dla nieco starszych. Pozwala oderwać się od ekranów i pobyć chwilę ze sobą i swoimi odczuciami.

Nas jednak gonił czas, więc szybko zabraliśmy się i pojechaliśmy dalej. Przez Krasnystaw przelecieliśmy bez zbędnego zatrzymywania się. Potem było jeszcze kilka ładnych widoków i już szukamy miejsca na nocleg. W nogach mamy blisko setkę kilometrów i pond 600 m przewyższeń. Pora więc na znalezienie spokojnego miejsca do odpoczynku. Na bukowych lasach jakoś do tej nie zawiedliśmy się. I taki właśnie las na nas czekał. Noc była spokojna i cicha.

Dzień trzeci

https://www.strava.com/activities/14873187406

Ten etap ma 107 km i 820 m przewyższenia i nie będzie należał do najłatwiejszych. Zrobiło się pagórkowato na horyzoncie ale mamy piękne słońce więc dziś korzystamy z promieni słonecznych w celu naładowania naszych paneli fotowoltaicznych. Są to co prawda turystyczne składane niewielkie panele solarne, ale dzięki temu są lekkie i zajmują po złożeniu niewiele miejsca w sakwach. Nie stanowią więc zbytniego dodatkowego obciążenia dla bagażu.

Jadąc z przyczepionymi do tylnych sakw panelami słonecznymi przez kilka godzin kręcenia w dobrym słońcu udało się nam naładować dwa power banki o dużej pojemności. Przy dobrej pogodzie staliśmy się zupełnie samowystarczalni energetycznie. Nawet jesteśmy nieco zaskoczeni wydajnością tych paneli, zwłaszcza, że słońce nie świeci podczas jazdy rowerem stale pod tym samym kątem. Przemieszczając się i zmieniając kierunek (trasa nie zawsze jest przecież prosta jak drut) nie zawsze mamy panel oświetlony całkowicie. Nasz patent z przyczepieniem do sakw rowerowych sprawdził się jednak z czego jesteśmy bardzo zadowoleni.

Jeszcze tylko zaopatrzyliśmy się w wystarczającą ilość wody i możemy rozpocząć poszukiwania wygodnego miejsca do odpoczynku i nocowania. Okazało się, że miejsce nazwane na mapie Grabowy Las może i jest w większości porośnięte grabami co jest dobrą wiadomością, ale las rośnie tutaj na stromych zboczach, co już nie jest takie wspaniałe. Musieliśmy się wspinać wąską ścieżka z naszymi obładowanymi rowerami aby znaleźć w miarę płaski fragment lasu gdzie dałoby się postawić namiot tak abyśmy nie zjechali w dól razem z naszym dobytkiem.

Dzień czwarty

https://www.strava.com/activities/14884044272

Teren, w którym przyszło nam nocować był chyba także niedostępny dla zwierząt bo jakoś nie mieliśmy nocnych odwiedzin i spaliśmy znakomicie w ciszy nocnego lasu.

Ostatni etap czterodniowej wycieczki prowadzi nas najpierw do Kazimierza nad Wisłą. Po drodze najpierw mijamy sady owocowe, a potem czeka nas spory podjazd przed samym Kazimierzem. W samym mieście zwolniliśmy zatem w celach odpoczynkowych, ale także z racji ostrożnego przemieszczania się między tłumem turystów, którzy spacerowali wąskimi uliczkami. Trasa, którą jechaliśmy nie omijała bowiem miasta tylko biegła przez najbardziej uczęszczane przez odwiedzających Kazimierz miejsca: rynek i bulwar nad Wisłą.

Za Kazimierzem trasa wypłaszczyła się i bardziej przypominała Równinę Mazowiecką. Na węglowodanach z kogutków kazimerzowskich dojechaliśmy do Płocka gdzie planowaliśmy zjedzenie obiadu. Najpierw myśleliśmy, że będzie jakieś spokojne miejsce w parku gdzie biegła ścieżka rowerowa, ale nie było tam żadnej pustej ławki. Okazało się, że jedynym komfortowym miejscem na przerwę obiadową była wiata z ławką na peronie pobliskiej linii kolejowej. Przystanek kolejowy, który mijaliśmy był czysty i pusty, więc miejsce nadawało się do tego aby spokojnie przygotować i zjeść posiłek. Nie jechał nawet w tym czasie żaden pociąg ani osobowy, ani towarowy.

Najpierw jechaliśmy wygodną drogą wzdłuż linii kolejowej, a następnie odbiliśmy w kierunku Dęblina, gdzie zaplanowaliśmy koniec wycieczki. Z Dęblina mieliśmy bezpośredni pociąg Kolei Mazowieckich gdzie można przewozić rowery bez wcześniejszej rezerwacji. To bardzo wygodna opcja, która pozwala na spontaniczne wypady w promieniu działania mazowieckiej kolei. W innych regionach Polski też działają podobne rozwiązania, np. na Dolnym Śląsku. To bardzo fajny pomysł na weekendowe wycieczki rowerowe za miasto w dalsze ciekawe rejony. Warto wypróbować w okresie nie tylko wakacyjnym. Obecnie nowoczesne pociągi kursują nie tylko na trasach dalekobieżnych, ale także na tych podmiejskich i regionalnych odcinkach. Szczególnie podobają mi się te z miejscami do przewożenia rowerów. Z założenia są one dla mieszkańców przemieszczających się lokalnie właśnie na rowerach i czasem potrzebujących podjechać kilka stacji, ale z powodzeniem taki wagon z miejscami dla rowerów jest przystosowany do przewozu dużo większej ilości rowerów, co wielokrotnie widzieliśmy w okresie letnim. Tak więc w Polskę jedziemy… pociągiem z rowerami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *