No i stało się. Właśnie poznaliśmy trasę biegu na dystansie 10 km. Ktoś pomyśli, 10 km? Przecież taki dystans biegiem to bułka z masłem, cóż to za wyczyn takie zawody. Zaraz, zaraz, ale czy ktoś powiedział, że to płaska dycha. Otóż nie, szykuje się podbieg ulicą Tamka i to już na samym początku. Daliśmy się zwieść zapowiadanym atutom trasy takimi jak: pacemakerzy, punkty odżywiania, punkty kibicowania i atest PZLA. Organizator przygotował jednak dla uczestników coś jeszcze atrakcyjniejszego, a mianowicie – trasę o dużej wartości… turystycznej. I to wszystko nawet w pakiecie basic (bez koszulki). O tym wszystkim dowiedzieliśmy się już dawno po wniesieniu opłaty startowej (niemałej nawet w pierwszym terminie), a na dwa tygodnie przed startem.
Tutaj prezentujemy profil i przebieg trasy 10 km pochodzący ze strony organizatora biegu:
Podbieg, podbiegiem, ale dochodzi jeszcze wytyczenie trasy po ulicach wyłożonych kostką brukową, czyli nie jest to bieg całkowicie po asfalcie. W końcu mieszkamy w stolicy europejskiego kraju z historią i bruk musi być zachowany, a przede wszystkim pojawić się na biegu ulicznym. Niech się międzynarodowy świat biegowy dowie jak wygląda największe miasto nad Wisłą.
I jak sobie pomyślę o maratończykach, dla których tego samego dnia organizator Orlen Warsaw Maraton przygotował 42 km w bardzo podobnym stylu (łącznie z podbiegami na ul . Pięknej, Belwederskiej oraz na tym samym co „dycha” podbiegiem na Tamkę) to robi mi się ich nieco żal.
Jednym słowem życiówek na tych trasach nie uda się zrobić raczej na pewno.
Dlatego pamiętajcie, nie zapisuje się na bieg jeśli nie znacie trasy. I nie chodzi o fakt nieznajomości topografii miasta, czy rodzaju nawierzchni, choć ta ze względów taktycznych może być przydatna, ale chodzi o czas podania informacji o przebiegu trasy dla uczestników. Nie dajcie się wpuścić w bieg pod górkę. Niby każdy mieszkaniec Warszawy wie, że jest skarpa nadwiślańska i jest to wiadomość znana nie od dziś, ale przecież zawsze biegaczy można tak poprowadzić żeby nie musieli się wspinać na nią i to kilka razy. Jak do tego przygrzeje słoneczko, to jesteśmy ugotowani na miękko. Wszyscy, niezależnie od tego czy biegną na 10 czy na 42 km. To tylko różnica tempa, czasu i w przypadku tej stołecznej imprezy z logiem Orlen na numerze startowym, oczywiście ilości metrów przewyższenia do pokonania.
Na koniec, bo zapomniałabym o wcześniej złożonej obietnicy, pochwalimy się wynikami z 14. Półmaratonu sprzed tygodnia. I żeby było zabawniej trasa tego półmaratonu też była rozgrywana w Warszawie i nie było żadnych pofalowanych profili. Od startu do mety grzało się po płaskim asfalcie, było co pić i jeść, a kibiców na ulicach także nie brakowało. Też biegło się przez mosty, więc przekraczaliśmy Wisłę i to dwukrotnie, ale jakoś żaden ostry podbieg nie dał się nam we znaki.
Z lakonicznych sms-ów gratulacyjnych na zakończeniu biegu dowiedzieliśmy się dużo o naszej formie biegowej tego dnia. Darek ukończył tegoroczny wiosenny półmaraton na 4841 miejscu wśród mężczyzn (ang. sex place) z czasem 1:53:16, który dał mu w jego kategorii wiekowej M50 pozycję 372 (ang. age place).
Renata zgubiła Darka w okolicach 16-17 km, czyli gdzieś na wąskiej ul. Hopfera przed Łazienkami, albo przed skrętem ze Szwoleżerów na ostatnią prostą wzdłuż wybrzeża wiślanego do mety. I pomimo odczuć, że przyspieszała to jednak systematycznie zwalniała, a najbardziej na około kilometr przed metą, czyli na jedynym cięższym odcinku gdzie trzeba było wybiec i trochę podbiec z tunelu. I to był jedyny trudny „podbieg” na całej 21 km trasie. To tak a propos tej sztywnej dyszki co to mamy ją pobiec w kolejną niedzielę.
Darek czekał na mecie na Renatę przez 40 sekund po przybiegnięciu pacemaker’ ki na 1:55:00, która pojawiła się na linii końcowej punktualnie. Jednak nawet ten wynik dał Renacie 767 miejsce open (wśród wszystkich 3395 pań, które ukończyły bieg) oraz 22 lokatę wśród kobiet, które zmierzyły się z tym dystansem pomimo peselu zaczynającego się na 59 i więcej, ale tak do 69. Taki 10-letni zakres zaklasyfikował 217 kobiet na mecie. Sporo, zważywszy, że w K60 biegło już tylko 39 pań, a w K70 już tylko 4.
Jeśli zatem patrzeć na nasze czasy (te wybiegane przez nas i wzmocnione treningami) z perspektywy czasu (tego upływającego od naszych narodzin) to plan minimum wykonany z dużą nawiązką. Szczególnie dużą rezerwę widać u Darka, który pomimo czasu straconego na zagubienie się na trasie i próby odnalezienia Renaty, ukończył 14. PMW z bardzo dobrym wynikiem i bez wychodzenia ze strefy swojego komfortu. Bardzo wyraźnie pokazał to jego wykres tętna z zegarka biegowego:
Tego samego nie można za to powiedzieć o wykresie Renaty, gdzie tętno było zdecydowanie za wysokie już po pierwszej piątce zawodów. Potem do 3/4 dystansu jeszcze tego się tak nie odczuwało, ale trudno się dziwić tak słabej kondycji w końcówce. Próbowałam się wtedy ratować żelem energetycznym, ale było już za późno. Rozpoczął się etap braku możliwości nawet utrzymania dotychczasowego tempa, a bardziej bieg siłą woli i walka wewnętrzna. Na takiej masakrze (to ten czerwony pasek na moim wykresie zakresów tętna) nie da się zrobić już ostrego finiszu. Fizjologii nie da się oszukać. Dlatego stare przysłowie pszczół mówi: „wolniej zaczniesz, szybciej skończysz”. A kolega mkon stwierdza dobitniej: „wyżej d… nie podskoczysz”.