„Puszcza jest tak piękna, że najchętniej bym w niej zamieszkał” powiedział Darek po powrocie z kolejnej wycieczki po szlakach Puszczy Kampinoskiej. Tydzień temu pokonaliśmy marszobiegiem (6′ biegu / 4′ marszu) 21 km, dziś już 24 km, a za dwa tygodnie jest plan aby jeszcze bardziej wydłużyć dystans. Póki trwa jesień i da się biegać trzeba korzystać z uroków puszczańskich ścieżek. Co prawda nie byliśmy jedynymi, którzy uznali, że jesienią warto wybrać się do lasu, ale zdecydowana większość to byli jednak grzybiarze.
Myślę, jednak że wrześniowy wysyp grzybów wkrótce się skończy i w puszczy znów zapanuje spokój i cisza. Nie będzie zewsząd słychać nawoływań zagubionych i nikt nie będzie deptał grzybów. Gdy las opustoszeje bieganie będzie jeszcze przyjemniejsze. Gdyby do tego nie było jeszcze strzyżaków to byłby jeszcze większy komfort.
Nas zupełnie nie interesowały grzyby, ale mnogość różnych okazów była tak ogromna w całym lesie, że trudno było ich nie zauważyć.
Przy sośnie powstańczej nie zatrzymujemy się, bo w zasadzie nie ma potrzeby odpoczywać skoro nasze tempo nie jest zbyt mocne. Nasz marszobieg daje wystarczająco długie przerwy marszu na uspokojenie oddechu, napicie się (Darek zrobił przepyszny izotonik z dodatkiem nawłociowego miodu i cytryny), czy zjedzenie ironbatonika (to też wyrób Darka o sekretnym składzie i zastrzeżonej recepturze przygotowywania).
Dom w Nartach. Tam usłyszałam od pewnej młodej kobiety w sportowym stroju, czy nie lepiej byłoby biec w rozgrywanym dziś maratonie w Warszawie. Odpowiedziałam, że zdecydowanie nie, bo maraton jest po asfalcie i biegnie w nim za dużo ludzi , a w puszczy możemy biec sami i po leśnych ścieżkach, a to zupełnie co innego.
Ostatni fragment trasy to rezerwat Karpaty. Nazwa nie bez kozery odnosi się do pasma górskiego. W Puszczy Kampinoskiej oprócz bagiennej części wewnątrz, jest pasmo wydm na obrzeżu. Na Mazowszu nawet górka piachu wysokości około 100 metrów nazywana jest górą.