04.09 czwartek
Zwiedzanie Rotterdamu. Oczywiście na rowerach, bo można więcej zobaczyć, zresztą tutaj wszyscy jeżdżą na rowerach. Mieliśmy okazję nauczyć się systemu jeżdżenia w mieście w dużym ruchu. Przypomina to jazdę samochodem, trzeba patrzeć cały czas na oznakowania kto komu ustępuje pierwszeństwa (białe trójkąty na asfalcie) i na sygnalizację świetlną, która jest zupełnie niezależna od tej dla samochodów i dla pieszych. Przy dużych skrzyżowaniach są słupki z przyciskami do włączania zielonego światła (jeśli jest to mała ulica to zapala się dosłownie po 10 sek., tylko przy dużych czeka się nieco dłużej). Na rondach rowerzyści mają swój osobny pas z pierwszeństwem przejazdu względem samochodów. W innych miejscach trzeba ustępować samochodom i nie ma żadnych uprzejmości i przepuszczania rowerzystów.
Byliśmy w pobliskim parku obok Euromast (wieży widokowej – najwyższa budowla w Rotterdamie), potem przejechaliśmy dwa najbardziej charakterystyczne mosty, w tym Erasmursburg, będący wizytówką Rotterdamu oraz byliśmy na wyspie. Wyspa jest nieco spokojniejsza, nie ma tam zbyt dużego ruchu i jest to raczej taka część mieszkalna ze starymi kamienicami. Potem odwiedziliśmy stary port, gdzie w przycumowanych barkach mieszkają ludzie, bo widzieliśmy suszące się pranie i powystawiane na pokład stoliki i krzesła.
Zaskoczyła mnie ilość kanałów, tu po prostu wszędzie wpływają statki. Jadąc ulicą widzi się nabrzeże i płynące barki, statki małe i duże. Tak po prostu w środku miasta. Ma się wrażenie, że cały czas jest się w porcie, wszędzie jest pełno wody. Odwiedziliśmy słynny NewYork Hotel i kilka innych miejsc przy okazji włóczenia się ulicami. Bardzo podobała mi się nowoczesna architektura, czasami zaskakujące bryły niektórych budynków.
Na koniec dzisiejszej wycieczki po mieście pojechaliśmy nad pobliskie jezioro w Kralingen, gdzie mieszkańcy odpoczywają. W parkach grupy starszych i młodszych dzieci miały zorganizowane zajęcia na świeżym powietrzu, ludzie biegali, spacerowali z psami, jeździli rowerami, konno, plażowali lub pływali żaglówkami.
Potem wróciliśmy do naszego hostelu, który był bardzo przyjaznym miejscem urządzonym z pomysłem. Miła i pomocna obsługa, dużo młodych ludzi różnych narodowości i swobodna atmosfera. Dobrze się tam czuliśmy.
Równie klimatyczne miejsce w sąsiednim kwartale odwiedziliśmy wieczorem podczas rodzinnej kolacji powitalnej. Apartament, w którym mieszkają Ala z Adamem też jest w starej kamienicy ze stromymi schodami.