Wyjechaliśmy z domu o 6:30 i sądziliśmy, że będziemy jechać do Szklarskiej cały dzień, tak jak zwykle. Ale okazało się, że z jednej drogi szybkiego ruchu wskoczyliśmy na kolejną drogę ekspresową, na której ruch był minimalny i po 3,5 godzinach mijaliśmy Oleśnicę, a potem obwodnica i ominęliśmy Wrocław jadąc piękną autostradą. Europa, panie, Europa po prostu. Po drodze „rest” ze stalowymi sanitariatami. Wspominaliśmy nasz pierwszy zagraniczny wyjazd w Alpy, gdy po przekroczeniu polskiej granicy, wyjechaliśmy na niemiecką autostradę, wtedy takie stacje postojowe robiły na nas ogromne wrażenie. A teraz proszę, normalka i u nas.
Śniadanie w domu, a obiad w Szklarskiej Porębie. To się nazywa ekspresowo dojechać na miejsce. Nawet mi za bardzo kręgosłup nie doskwierał. Jeszcze zdążyliśmy przed zachodem słońca pobiegać na nartach. Trasa co prawda nędzna bo śniegu mało, miejscami narta hamowała, spod śniegu wystawał asfalt, ale daliśmy radę do Orlego i z powrotem oblecieć. Jutro chcemy przetestować inne trasy, może będzie lepiej, zobaczymy.