Wyjazd z Rotterdamu nie sprawiał nam już żadnych problemów bo znamy dokładnie drogę powrotną. Poznaliśmy trochę miasto i funkcjonowanie promów. Trochę już to przećwiczyliśmy więc poruszanie się tutaj idzie nam sprawnie.
Potem mamy się trzymać trasy wytyczonej wg punktów, które Darek ma wypisane na kartce wg systemu ponumerowanych holenderskich węzłów. Dodatkowo kupiliśmy atlas z mapami całej Holandii z oznaczeniami szlaków rowerowych i punktów.
Za Rotterdamem mamy znów sielskie krajobrazy.
Te jabłka były gratis, ale można było zostawić drobne jeśli ktoś chciałby wspomóc dzieci w Gambii.
Wszystko się udało jak po sznurku, za wyjątkiem dwóch miejsc, z którymi jednak sobie poradziliśmy. Jedno dotyczyło przeprawy promowej, która wydawała się nam nieczynna, bo jakoś nie widzieliśmy nikogo kto by czekał, ani nie wiedzieliśmy czy nie będziemy czekać na darmo, dlatego woleliśmy nadłożyć drogi i przejechać mostem. Za mostem jednak był objazd i musieliśmy jechać inną ścieżką. Objazd był dobrze oznaczony i dodatkowo w miejscu gdzie się zaczynał stał człowiek z jakiejś służby porządkowej i informował wszystkich o objeździe. Po prostu niewiarygodne.
Trochę się zmartwiliśmy początkowo gdy dostaliśmy informację mejlową z naszego miejsca noclegowego w Hilvarenbeek, że dziś mają spotkanie rodzinne i proszą nas o przybycie albo przed 18 albo po 21. Zostawili kontakt do siebie: mejl i dwa telefony. Napisałam i potem zatelefonowałam z informacją gdzie jesteśmy i otrzymałam zapewnienie, że jednak czekają na nas.
Początkowo gdy zobaczyliśmy na szyldzie, że to usługa B&B miny mieliśmy kwaśne, ale gdy wyszła do nas młoda dziewczyna i zaczęła pokazywać pokój, kuchnię i łazienkę oraz w jaki sposób obsługuje się ekspres do kawy to od razu się nam wszystko spodobało. Jakoś skandynawski styl funkcjonalnych pomieszczeń bardziej do mnie przemawia. Tylko nie mogliśmy w spokoju zjeść kolacji bo jeden z gości cały czas nam coś opowiadał i zadawał pytania. Wyraźnie potrzebował z kimś porozmawiać.
Rano mogliśmy sami przygotować sobie śniadanie z pozostawionych produktów. Spakowaliśmy się, wrzuciliśmy, zgodnie z instrukcją, klucz do skrzynki na listy i pojechaliśmy dalej. Kolejny etap drogi powrotnej to niemieckie Aachen, czyli Akwizgran.