30.08 sob. Horn-Bad Meinberg – Warendorf
Dzisiejszy dzień jest dość chłodny i pochmurny dlatego aby się rozgrzać wstępujemy do włoskiej restauracji. Jesteśmy jedynymi gośćmi, ale co chwilę wpadają lokalni mieszkańcy na kawę albo po zamówienie pizzy na wynos. Właściciel z każdym rozmawia, widać że to takie miejsce do pogadania. Słychać na przemian język niemiecki i włoski.
Posileni włoskim makaronem i pyszną zupą pomidorową podziwiamy kolejne zamki, kościoły i okoliczne atrakcje.
Tysiącletni dąb okazuje się być zupełnie pusty w środku.
Wieczorem zaś mieliśmy okazję zobaczyć w środku jeden z niemieckich domków na przedmieściu . Pani w średnim wieku, która otworzyła nam drzwi najpierw podała nam papierowe ręczniki żebyśmy mogli wytrzeć swoje lekko ubłocone sakwy, potem przyniosła papucie na zmianę żebyśmy nie weszli do środka w butach. Dopiero gdy zdjęliśmy buty jej mąż zaprowadził nas na górę do naszego pokoju. Pokazał nam łazienkę nieskazitelnie czystą z błyszczącymi kranami. Wskazał na wannę i kartkę z informacją, że napełnienie jej ciepłą wodą kosztuje 8€ (a dziś przecież nie było słonecznie i solary nie zdążyły się naładować) i lepiej żebyśmy korzystali z prysznica ale tylko przez 10 min. Po czym wskazał na jedną z dwóch umywalek co miało oznaczać że ta druga ma pozostać nieskazitelnie wypucowana. Widocznie pani domu, jak się później okazało krawcowa, musiała włożyć dużo pracy w sprzątanie łazienki dla gości.
Potem doszliśmy do ustaleń dotyczących śniadania. Pan stwierdził, że może być najwcześniej na 8:30 bo jutro jest niedziela i piekarnia jest czynna dopiero od 8. Jeśli śniadanie miałoby być wcześniej to dostaniemy tylko chleb zamiast bułek. Nam to akurat bardzo odpowiadało bo kolejne białe bułki odgrzewane w piecu aby były chrupiące już nam się znudziły. Zatem pan powiedział dobranoc, zgasił światło na korytarzu i poszedł oglądać mecz w telewizji. My zaś po szybkim prysznicu zasnęliśmy zmęczeni w łożu ze złoceniami pamiętającymi czasy mody na styl a la Carrington. Piękne kwiatki w doniczkach na oknie okazały się sztuczne, a wnętrze domu było małym ołtarzykiem pełnym bibelotów, obrazków, słodkich ozdób w każdym kąciku. Pan zachwycał się ogrodem, w którym podał nam rano śniadanie. To był akurat miły akcent jednak atmosfera gościnności prysła gdy w trakcie śniadania poinformował nas, że on już wystawi nasze rowery na zewnątrz. Dokończyliśmy nasze śniadanie i zebraliśmy się szybko się nieco zdegustowani. Na pożegnanie pan pozwolił na kilka zdjęć swojej posiadłości, z której był ogromnie dumny.
Chyba jednak wolimy podziwiać niemieckie osiedla domków jednorodzinnych tylko przejeżdżając i trzymać się z daleka od obiektów typu Bad&Breakfast, przynajmniej w Niemczech.