Dziś podczas Zimowych Igrzysk w Soczi Justyna Kowalczyk startowała z Krasnej Polany, a my w tym samym czasie ruszyliśmy z Polany Jakuszyckiej. Trasa świeżo wyratrakowana, ślad ładny, ale mozolne wspinanie się na Stanisława dało nam popalić. Szczególnie odcinek od Rozdroża w górę do kopalni. Potem było lżej, choć już bez śladu w kierunku na Wysoki Kamień. Powrót był bajecznie łatwy, cały czas zjazd. Ale wtedy szybko robi się zimno. Aby znów się rozgrzać wybraliśmy jeszcze wariant do Orlego przez trasę Elektrowni Turów. W lesie na zjeździe było sporo przecierek, mało śniegu, wystające kamienie i lód, dlatego zawróciliśmy. W nagrodę wyszło słońce. Wtedy nawet bieg klasykiem pod górę nie jest taki straszny. Justyna w tym czasie wygrała złoty medal olimpijski z czego ogromnie się cieszyliśmy po powrocie z naszej wycieczki.
Nam udało się pokonać własne słabości, poczuć zmęczenie po 21 km na nartach. Jeśli dodać do tego 6,5 km porannego rozruchu biegowego na nogach daje to już kilometraż upoważniający nas do odpoczynku przez resztę dzisiejszego dnia. Siedzimy teraz nad mapą planując trasę jutrzejszej wycieczki biegowej. Darek ma ochotę na worek harrachowski, ja zastanawiam się kiedy pojedziemy koleją izerską. Kilka razy dziennie słyszymy przejeżdżający pod naszym oknem szynobus. Wystarczy kilka kroków do stacji i już chyba wiemy jak się uda połączyć te dwie przyjemności.