Niedzielna wycieczka biegowa po szlakach Mazowieckiego Parku Krajobrazowego była już zaplanowana a trasa wyrysowana. Prognoza pogody okazała się niezbyt przychylna na outdoorowe aktywności: będzie padać. W takim razie nie pozostaje nic innego jak uznać, że leśne ścieżki na terenach wydmowych świetnie się nadają. Trzeba tylko pamiętać o rękawiczkach i kurtce, bo temperatura nie jest zbyt wysoka, a dodatkowo wilgoć w powietrzu utrwala dodatkowo odczuwanie zimna. Po kilku kilometrach jednak nie czuje się żadnego deszczu.
Trochę nie byliśmy pewni odcinka gdzie trwa budowa południowej obwodnicy Warszawy. Ale okazało się, że szlak czerwony przebiega pod trasą poprowadzoną na tym odcinku na estakadach. W dalszej części widoczny jest jednak nasyp, który został ostro skrytykowany gdy okazało się, że ma zastąpić estakady. Las został przecięty na pół i jeśli jakieś zwierzęta jeszcze tam zostaną to nie będą mogły się swobodnie przemieszczać.
Na razie obwodnica jest pusta, ale po oddaniu jej do użytku nie będzie tutaj już tak cicho i spokojnie. Niestety nawet ten skrawek lasu blisko miasta nie oparł się cywilizacyjnemu postępowi. Jedni się z tego powodu cieszą, inni mniej. Tutaj nie ma równowagi.
Cieszymy oczy chociaż tym co jeszcze zostało z dzikości, zatapiamy myśli w leśnej ściółce, obserwujemy torfowe jeziorka i przemierzamy kolejne kilometry. Zachwycamy się jesiennym lasem, wdychamy grzybowy zapach i mijamy grzybiarzy ubranych w kalosze i peleryny przeciwdeszczowe.
Za to im bliżej Aleksandrowa tym bardziej musieliśmy kluczyć. Tutaj las uległ deweloperom, którzy coraz śmielej wchodzą w tereny, które będą się sprzedawać jako domy w środku puszczy. Powstają ogrodzone enklawy, często z napisami droga prywatna tam gdzie według mapy i oznaczeń w terenie przechodzi szlak turystyczny. Widocznie jednak nikt się nie pyta PTTK ani innej organizacji czy plac budowy nie krzyżuje się ze szlakiem rowerowym czy pieszym. Takie czasy. Z jednej strony rozumiem ludzi, którzy chcą mieszkać z dala od zgiełku miasta. Ale las powinien pozostać dostępny dla wszystkich.
Na pociesznie deszcz przestał już padać tak intensywnie i dołożenie dodatkowego kilometra z powodu ogrodzeń pod przyszłe osiedle domków, nie było już takie przykre. Poza tym zaobserwowaliśmy, że świerkowy młodnik podrósł bardzo wyraźnie odkąd biegaliśmy tutaj ostatnio. To musiało być zatem kilka lat temu. Jak dawno już nie pamiętamy, ale najważniejsze że nadal jeszcze możemy tu być i że las rośnie pomimo różnych przeciwności.
Na dobre udaje się zapomnieć o wszystkim biegnąc ścieżką wijącą się nad rzeką Mienią. To chyba najbardziej urokliwa trasa jaką znam. Jest piękna o każdej porze roku. A w taki deszczowy dzień jak dziś była zupełnie pusta i można było wtopić się w naturę i czuć jej obecność. Mindfulness w maksymalnym wydaniu. Mkniemy coraz szybciej, stopy lekko odbijają się od ścieżki, nie słychać nic oprócz własnego oddechu. Wokół zielone jeszcze drzewa, ale widać już pierwsze pożółkłe liście. Jest spokojnie i cicho. Chwilo trwaj.