Gdy na zewnątrz było jeszcze zimno i nastał czas długich wieczorów na zaplanowanie aktywności outdor na cieplejsze i dłuższe wakacyjne dni, Darek wpadł na pomysł kolejnej wyprawy rowerowej. Potem zabrał się za wytyczenie jej przebiegu i sprawdzenie opcji dotarcia na miejsce startu i powrotu do domu. Dodatkowo w tym roku postanowiliśmy włączyć do naszego planu trening siłowy. To nasz nowy element uzupełniający przygotowania do sezonu rowerowego. Wdrożyliśmy zatem ćwiczenia ogólnorozwojowe z akcentem na silniejsze nogi i mięśnie brzucha oraz grzbietu, czyli tzw. core co ma nas przygotować jeszcze lepiej do długiej jazdy na rowerze. Zanim wyszły pierwsze wiosenne kwiaty mieliśmy za sobą już kilka tygodni regularnych wizyt na siłowni.








Wraz z kolejnym cyklem ćwiczeń FBW (Full Body Workout) nasza siła mięśniowa rośnie jak na drożdżach. Korzystamy z pomocy trenera personalnego tak aby wszystko miało „ręce i nogi”. To był bardzo dobry wybór bo gdy ruszyliśmy na pierwsze wiosenne wycieczki rowerowe czuliśmy jak te zimowe sesje na siłowni przełożyły się na siłę rowerowego pedałowania. Gdy wybraliśmy się na majówkę rowerami wiedziałam, że jesteśmy już prawie gotowi żeby pojechać w bardzo daleką podróż. Do wakacji było jeszcze sporo czasu więc dalej kręcimy kilometry gdzie się tylko da. Przygotowujemy też sprzęt, testujemy go w każdych warunkach pogodowych i nabieramy kolejnych doświadczeń. Kilka wycieczek było w pełnym rynsztunku, tzn. z sakwami, namiotem i nocowaniem w lesie. Wszystko żeby nasza podróż marzeń była udana i bez niespodzianek.












Każdy weekend od maja do lipca jest zaplanowany tak aby osiągnąć możliwość jak najdłuższego spędzania czasu na siodełku. Nie przejmujemy się tym, że ma padać, ani że maj latoś jest wyjątkowo zimny. Na północy pogoda bywa kapryśna, bo chyba już się domyślacie, że planujemy pojechać wokół Bałtyku, a rejon Zatoki Botnickiej nie należy do zbyt upalnych, to najbardziej wysunięty na północ fragment Morza Bałtyckiego.
W tygodniu nadal jeszcze dźwigamy ciężary na siłowni, robimy pompki, podciągnięcia na drążku, przysiady ze sztangą, pchanie, rzuty ciężką piłką (nie wiem zupełnie dlaczego ta piłka nazywana jest lekarską) i co tam jeszcze się da.


















Wszystko to przeplatamy dłuższymi i krótszymi jazdami rowerem, często w trudnym terenie (ach te wycieczki po „kwadraty”). Ale także transportowo: na zakupy, do pracy i praktycznie wszędzie jeździmy rowerami.


















W tym czasie gromadziliśmy także zapasy liofilizowanego i suszonego jedzenia oraz kompletowaliśmy planowane do zabrania ubrania i sprzęt: do spania, higieny, gotowania, jedzenia, nawigowania, uzupełniania energii elektrycznej, pakowania, etc. Na wyprawie musimy być samowystarczalni i bez pomocy z zewnątrz. Jedynym ułatwieniem są sklepy spożywcze do podstawowych zakupów i kilka hoteli po drodze do komfortowego odpoczynku i dodatkowego ładowania urządzeń. Na szczęcie rowery są mechaniczne (i na pasek zamiast łańcucha), a nie elektryczne, więc z tym „prądem” nie będzie żadnego problemu. Wystarczyć musi nam siła naszych mięśni.



Wreszcie na koniec testowe pakowanie (czy my to wszystko zmieścimy do naszych sakw?). Mamy już wytyczoną trasę, zarezerwowanych kilka miejsc noclegowych oraz kilka miejsc znalezionych na mapie gdzie potencjalnie można będzie nocować na kempingach lub po prostu w lesie (Szwecja i Finlandia, bo te dwa kraje będziemy przemierzać, umożliwia rozbijanie namiotu wszędzie poza terenami prywatnymi) . Nasz ostatni dłuższy czterodniowy wypad na Lubelszczyznę z pełnym obciążeniem i wchodzimy w ostatnią fazę przedstartowego luzowania, tak żebyśmy ruszyli wypoczęci. Czujemy się dobrze przygotowani i zmotywowani, choć nie brakowało chwil zawahania i wątpliwości czy podołamy temu wyzwaniu.
