Tradycji stało się zadość. Duch biegania w Maryśce nie zaginął! Bieganie z duchami znów się odbyło pomimo słabszej niż ostatnio frekwencji. A wszystko za sprawą latarki.
Pod koniec września, gdy potrzebowałam porady jak przerobić moją latarkę do biegania w ciemnościach, przypomniałam sobie zacięcie elektroniczne jednego z biegowych kolegów. Yogi, bo o nim mowa, biegał z taką samą latarka jak ja. To znaczy jego latarka świeciła dużo lepiej od mojej, choć był to ten sam model. Okazało się, że Yogi dokonał lekkiej przeróbki swojej latarki co skutkowało takim właśnie ulepszonym rozpraszaniem ciemności. Pomyślałam, że skoro Yogi, z wykształcenia muzyk, poradził sobie z lutownicą i zmienił diodę, to i ja sobie dam z tym radę. Co prawda, jak się potem okazało, co innego zmienić baterie w latarce, a co innego diodę, ale z pomocą przyszedł inny kolega, tym razem rowerowy (dzięki Maćku) i latarka świeci doskonale. Za to odświeżony przy tej okazji kontakt z Yogim zaowocował przypomnieniem o wspólnym wieczornym bieganiu i o bieganiu z duchami.
Umówiliśmy się zatem późną porą przy szlabanie, tym co zawsze. Dołączyła jeszcze Emma i Gerard i cała nasza piątka ruszyła w ciemny las. Pomogły nam w tym oczywiście latarki, w tym dwie „upgradowane” do poziomu świecenia pozwalającego poczuć się na bieganiu jak za dnia. Tegoroczna szlabanowa fotka w całości: