Rano zaś patrzymy z niedowierzaniem za okno, a tu lazur na niebie i słońce zaczyna oświetlać sąsiedni budynek. No cóż, nie bardzo mamy wybór. Zbieramy się po śniadaniu jak najszybciej, mamy co prawda tylko 60 km do Nyneshamn, ale lepiej wyjechać wcześniej i poczekać na miejscu niż się spieszyć i denerwować. Czego już nie zobaczyliśmy w Sztokholmoie to dziś już nie nadrobimy. Plan mamy napięty i powinniśmy się jego trzymać jeśli chcemy zdążyć na prom, który pływa niezbyt często bo trzy razy na tydzień w sezonie. 
 

Rejestrujemy tylko co widzieliśmy wyjeżdżając z miasta najkrótszą drogą. Słońce oślepia i zdaje się krzyczeć po wczorajszym deszczowym dniu: „Jestem, jestem tutaj!” 

Tu przykład jak w prosty sposób wykonać miejsca parkingowe dla rowerów. Są puste bo to przy stadionie na obrzeżach miasta gdzie oczywiście można dojechać oddzielną ścieżką rowerową.

Ze Sztokholmu wyjechaliśmy sprawnie, trasa wyznaczona przez aplikację prowadziła cały czas asfaltową ścieżką rowerową. Potem mieliśmy ciąg dalszy czyli 50 km oznakowanej i wyznaczonej ścieżki ze Sztokholmu do Nyneshamn. Nie sposób się zgubić bo wszędzie po drodze były oznakowania. 

W miasteczku jesteśmy grubo przed czasem, idziemy jeszcze na rynek do „restaurang”, zamawiamy lasagne, ale kawa z dzbanka gratis jest słaba, wiec jeszcze po ciasteczku i kawie z ekspresu. Na pożegnanie ze Szwecją wydajemy wszystkie korony szwedzkie, które nam zostały.  


Potem jedziemy do portu, ale cisza tu straszna i pusto. Chyba jesteśmy za wcześnie.

Okazało się, że nasz prom jest przycumowany w innym miejscu, ale na szczęście jest duży i było go widać z nabrzeża. Pani w kasie radzi abyśmy stanęli na początku i wsiadali na prom jako pierwsi, tak też robimy i pchamy się na początek kolejki razem z jednym motocyklem. Reszta to samochody osobowe. Ciężarówek jakoś nie widzieliśmy. Kolejka dość długa, ale głównie rejestracje z krajów ze wschodu i kilka polskich.  

Niestety jak kupowaliśmy bilety na prom nie było już wolnych kabin, więc wzięliśmy fotele lotnicze. To był słaby wybór, ale co zrobić, taki los podróżnika. Wymęczyliśmy się psychicznie i fizycznie: całą noc na trzęsącym okrutnie promie i jeszcze przeganianie nielegalnych pasażerów przez ochroniarzy pilnujących aby na fotelach siedziały osoby tylko z wykupionymi miejscami; pozostali musieli przenieść się na podłogę. Dość przygnębiający widok ludzi zawiniętych w śpiwory i śpiących na każdym wolnym skrawku podłogi promu, a fotele obok puste. Ale ochrona wykonała swój obowiązek: nie płacisz – śpisz na podłodze. To tak dla świadomości gdyby ktoś chciał podróżować polskim promem w klasie „foteli lotniczych”. Od pana ze sklepu pokładowego dowiedzieliśmy się też, że „Kabiny, proszę państwa, kupuje się pół roku wcześniej.” o czym nie wiedzieliśmy niestety kupując bilet na wrzesień w lipcu. Piszę o tym gdyby ktoś planował podobną podróż, bo my na chwilę obecną nie wybieramy się pływać z tym przewoźnikiem.       

dzień 17 – mapa trasy
dystans: 61 km

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *