Nie żyjemy w czasach zbieraczy i łowców, nie możemy polegać na niewyczerpanych źródłach czystej wody i powietrza. Ale jednak nawet teraz mieszkając wygodnie w mieście i mając do dyspozycji oczyszczoną wodę w kranie i mogąc oddychać w domu powietrzem przefiltrowanych przez oczyszczacz i nawilżacz mamy jeszcze względny komfort. Czyli prawie naturalne warunki jak w miejscach na ziemi gdzie ekologicznym podejściem udaje się powstrzymać zanieczyszczenie środowiska. Jednak nie samym powietrzem i wodą człowiek i inne zwierzęta żyją. Potrzebują do wzrostu i utrzymania swojej dobrej kondycji i siły także bardzo wielu składników odżywczych.
Co jest nam potrzebne do prawidłowego odżywiania wie każde dziecko i bez trudu wymieni, że są to: węglowodany, białko, tłuszcz oraz witaminy i minerały. Przez wieki dietetycy, lekarze i naukowcy zastanawiali się nad prawidłowymi proporcjami. Opracowywali tabele, liczyli skrupulatnie ile powinno zjeść witaminy D dziecko, a ile kobieta w ciąży ma aplikować witaminy B. Spierają się też o źródło białek czy węglowodanów. Które są bardziej wartościowe, a które są wręcz niebezpieczne bo odpowiadają za różne choroby. Mamy dziś ogromną wiedzę w temacie odżywiania, choć nadal panuje tu chaos potęgowany wieloma teoriami pseudonaukowców jakich nie brakuje i nigdy nie brakowało. Popularność zdobywają także inni szarlatani, który próbują zbić kokosy na ludzkiej łatwowierności i podsuwają kolejne sposoby na diety dla każdego. Kto szukał informacji na ten temat ten wie, że to temat rzeka. Ludzie muszą jeść i to wszyscy bez wyjątku. No chyba, że akurat mają przerwę na głodówkę lub medytację.
I teraz mamy dwie opcje, albo uprawiamy ogródek warzywny, mamy sad owocowy i hodujemy jakieś zwierzęta, które potem zjemy, a czasami jeszcze zajrzymy do sąsiadów i wymienimy się na coś z czego uda się przyrządzić pyszną potrawę. Przy braku pewnych umiejętności i gdy nie nie mamy gdzie posadzić kapusty, ani ziemniaków, albo nawet nie mamy balkonu gdzie moglibyśmy wysiać sobie koper, czy rzodkiewkę, a na trawnik do parku nie możemy wypuścić kury, która by sobie swobodnie grzebała w ziemi, ani gdy nie mamy lasu gdzie dałoby się złapać we wnyki choćby zająca, to wówczas zostaje wycieczka do supermarketu i zapełnienie lodówki gotowymi produktami.
Kiedy jeść mniej
Gdy już rozstrzygnęliśmy pochodzenie naszych składników potraw i źródła ich pozyskania, zostaje nam dalej zastanowić się ile i co jeść. Do odpowiedzi na pytanie jak się w tym wszystkim odnaleźć i jaki wybrać dla siebie styl odżywania, kluczem jest nasz stan zdrowia i wiek. Bo każda z tych sytuacji wymusza inne podejście. My jesteśmy parą dorosłych osób, która już dawno temu postawiła na aktywność fizyczną i utrzymanie jak najdłużej sylwetki, nazwijmy to młodzieńczej. Oznacza to tyle, że nadal nosimy dżinsy w rozmiarze z czasów licealnych. I nie chodzi tu o wymiar długości, bo już szans na urośnięcie nie mamy, ale na ten trudny do utrzymania w ryzach rozmiar w pasie. Klasycznie byłoby tak, że po dwóch, trzech dekadach w pasie przybywa tyle centymetrów, że żadna poprawka krawiecka nie wchodzi w grę. Dlaczego tak się dzieje? Większość powie: przecież jem tyle samo co kiedyś. No właśnie, i to jest ta pułapka, w którą wpada spora część osób, która niestety zmieniła swój rozmiar garderoby po ukończeniu szkół.
Przede wszystkim z wiekiem potrzeby organizmu są coraz mniejsze, bo zwalnia nasz metabolizm. Pamiętamy jakie ilości potrafią wchłonąć rosnące dzieci, czy małe zwierzęta. Ten czas jest już dawno za nami i dlatego należy przyjrzeć się ilościom przyjmowanych kalorii. Najłatwiej jest po prostu używać mniejszych talerzy, na które nałożymy mniejsze porcje. Wtedy przestają być już tak istotne godziny przyjmowania posiłków (to nieszczęsne niejedzenie po godzinie 18, albo omijanie śniadania). Najważniejsze moim zdaniem to jedzenie mniej. O oczywistej oczywistości jak przewaga warzyw nad owocami oraz nieprzesadna ilość białka zwierzęcego nie wspominam. Jeśli ktoś jeszcze do tego potrzebuje suplementacji, to już musi sam ocenić co jest mu potrzebne i dodatkowo włączyć do menu.
A jednak warzywa na pierwszym miejscu
Początkowo trudno było mi wdrożyć jedzenie większej ilości warzyw, bo okazało się że jednak tej minimalnej ilości (400 g dziennie) nie zawsze udawało mi się osiągnąć. Nie jest łatwo przestawić się na inne myślenie i sięgać po inne przepisy, inne składniki gdy od lat jadło się inaczej. Roślinna kuchnia wydawała mi się dziwolągiem współczesnego świata, metodą na lansowanie się i w ogóle nie wchodziła w grę. O ile jeszcze zmiana nawyków na większą ilość warzyw i owoców na niekorzyść mięsa udała się za sprawą doświadczenia klinicznego na sobie (wyraźna zmiana wartości profilu lipidowego ze zmniejszeniem cholesterolu już po miesiącu stosowania warzywnej diety), to na zupełne przestawienie się na samą zieleninę nie byliśmy gotowi. Musiał nastąpić jakiś silniejszy bodziec, który nas zmobilizuje do zmiany.
Jednym słowem obserwowaliśmy się i działaliśmy metodą małych kroków. Najważniejsze, że nadal byliśmy aktywni i gdzieś w nas kiełkowała powoli ta myśl, aby jeść kiełki, listki, owoce, korzenie, łodygi. Straszył mnie zawsze jednak brak dostępności dań obiadowych, które zastępowałyby mięso i inne produkty zwierzęce. Strasznie ubogo wyglądało to na naszych półkach sklepowych. No i jedzenie sałaty w zimie gdy za oknem trzaskający mróz też wydawało mi się mało rozgrzewające. Na szczęcie trafiłam na rozsądne podejście dietetyczki, która wskazała na korzystne włączenie oprócz makaronu, różnych kasz, płatków owsianych, orzechów, które zaspokoją moje potrzeby energetyczne. W ten sposób zaczęliśmy wypracowywać własne ulubione śniadania: mieszanka płatków owsianych z orzechami, rodzynkami, kakao zalane mlekiem i pozostawione na noc do zmięknięcia. Z poranną kawą zastępuje kanapki, jajecznicę i daje energię na długie godziny. Potem przyszedł czas na inne obiady i kolacje: sałatki, gulasze, zupy – wszystko na bazie warzyw.
Zasadą jaką kierujemy się przy układaniu jadłospisu jest to aby dobrze się czuć i być lekkim tak aby móc biegać, jeździć na rowerze, pływać, chodzić po górach. Musimy być naładowani energią przez długi okres czasu (ważne wtedy są węglowodany i tłuszcze). Do regeneracji zaś potrzebujemy aminokwasów, witamin i przeciwutleniaczy. Tutaj z dużą pomocą przychodzą białka i znów warzywa ze swoimi cennymi składnikami odżywczymi.
O dużej ilości wody już chyba pisałam. To o niej przypomina co kwadrans alarm w zegarku. W czasie treningu to niezwykle ważne, ale i podczas całego dnia też się pilnujemy aby pić dużo wody. Początkowo stawialiśmy na tę wysoko-zmineralizowaną, ale chcąc wyeliminować plastykowe butelki ostatecznie zadowoliliśmy się na kranowej filtrowanej, którą napełniamy bidon, stalową butelkę-termos lub zamiast wina kieliszki.
Naturalnie, że soczyste soki
I tu na scenę wchodzi wyciskarka do przygotowywania soków. To było moje wielkie marzenie w czasach gdy się zachwycałam tymi urządzeniami dla milionerów, którzy mieszkają za wielką wodą i po sesji ćwiczeń popijają sok z domowej wyciskarki. Ale wtedy nam pomarańczy na taki sok byłoby szkoda, bo raz na rok kubańskie pod choinką w prezencie się dostawało, a co dopiero wrzucić je do sokowirówki. No, ale na szczęście nastąpiła przemiana i mamy już piękne, soczyste i słodkie pomarańcze, grapefruity, pomelo, mandarynki i całą masę innych cytrusów w każdym osiedlowym sklepie. Pierwsze jednak na sok poszły tańsze i równie słodkie jabłka, marchew i czasami jakieś inne drobne dodatki. Soki oczywiście głównie pijały dzieci bo to one potrzebują witamin. A tę jedną szklaneczkę marchewkowego rzadko się wypiło samemu do dna. Teraz czas na picie naturalnych soków przez nas.
Potem przyszła moda na koktajle i inne smoothy oraz różne mikstury z dodatkami. Też bardzo zdrowe i pożywne, szczególnie jak mają w składzie płatki owsiane, masło orzechowe, banan, siemię lniane, czy otręby. Mogą czasem służyć za przekąskę lub mały posiłek. Wciąż jednak obracaliśmy się w obrębie słodkiego smaku, bo większość była na bazie owoców, choć pojawiały się już szpinak, czy burak. Na punkcie buraka zresztą oszaleli wszyscy, którzy poważnie podchodzą do regeneracji potreningowej, czy bogatej w antyoksydanty diety.
A czy dodajecie do swoich soków przyprawy? Okazuje się, o czym nie wiedziałam wcześnie, że można znakomicie wprowadzić nowy smak, ale także wzbogacić nasz sok o dodatkowe związki o działaniu leczniczym przez dodatek świeżych ziół i różnych części roślin. Znane są wspaniałe właściwości zdrowotne korzenia kurkumy czy imbiru (właściwe byłoby nazywać je kłączami, bo oczywiście chodzi o świeże kłącza, a nie proszek sprzedawany w torebkach jako aromatyczna przyprawa). Wspaniale z sokiem warzywnym, ale także i owocowym komponują się licie bazylia, rozmarynu, czy mięta, dlatego na moim parapecie kuchennym jeszcze więcej doniczek z różnymi ziołami.
Tylko co z resztą warzyw, jak jeść aby nie stracić cennych składników w nich występujących. Gotowanie, nawet na parze, czy pasteryzacja zawsze jednak powoduje utratę wrażliwych na wysoką temperaturę witamin, głównie witaminy C. A przecież nie o to nam chodzi. I tu z pomocą przychodzą soki. Mamy wydobyte z łodyg, korzeni lub owoców sok, a pozostała pulpa zawierająca błonnik może zostać wykorzystana w innych celach kulinarnych zależnie od upodobania: marchewka do ciasta marchewkowego, albo warzywa mieszane do zup czy nawet na kotlety warzywne.