Bezpośrednio po dzisiejszym bieganiu, pojechaliśmy na krótkie i spokojne rozjeżdżenie. Nic tak dobroczynnie nie wpływa na nogi po długim biegu jak kręcenie na rowerze z wysoką kadencją.
Wszystko mieliśmy dobrze zaplanowane czasowo, mieliśmy jeszcze zdążyć na oglądanie transmisji z maratonu w Londynie.
Ale jak to w życiu, tak i tym razem nie poszło tak jak chcieliśmy, a wszystko przez leżące na asfalcie szkło z rozbitej butelki. Ja je ominąłem, a Renata jadąca za mną już nie. Usłyszeliśmy syk, a zegarek Renaty zanotował, jak się potem okazało, spory skok tętna. Chyba ze strachu.
Potem nastąpiła lekcja wymiany dętki. Jak na dżentelmena przystało, zaoferowałem pomoc, nie chciałem, żeby Renia pobrudziła sobie ręce. Spotkała mnie zdecydowana odmowa i pozostało mi tylko przyglądanie się skomplikowanym czynnościom.
Wszystko poszło bardzo sprawnie, myślę nawet,, że rekordowo sprawnie. Bardzo mnie to cieszy, Renata zdobyła kolejną pożyteczną sprawność, a ja spokój i pewność, że w razie problemów na zawodach, poradzi sobie.
No cóż na maraton nie zdążyliśmy, ale ile się wspólnie nauczyliśmy. A jako nagroda, w domu czekało na mnie duuuuużo muzyki na tylu małych krążkach 🙂
Bartok, Kodaly.. widzę, że byśmy mieli sporo do wspólnego posłuchania.. oprócz syku przeciętych opon.
Życzę czystej drogi.