03.09 śr. Zeist – Rotterdam
Wyjechaliśmy z części lądowej Holandii i teraz będziemy w części wodnej. Najpierw mijamy Utrecht, przejeżdżając przez jego starą część.
Obok dworca kolejowego oczywiście ogromny parking rowerowy.
A potem pojawia się coraz więcej wody. Przy kanałach przycumowane mieszkalne barki.
Mała przerwa na kawę w zamkowej stajni dla koni przerobionej na kawiarnię i sklep z pamiątkami.
Tutaj podpatrzyliśmy jak Holendrzy planują swoje trasy rekreacyjne. Zamiast mapnika mają kartkę z wypisanymi kolejnymi numerami punktów węzłowych.
Potem jedziemy wzdłuż kanału i podziwiamy kunszt ich budowy oraz mnogość. Jest kanał główny, potem ścieżka rowerowa, znów kanał ale wąski, potem pas lądowy na którym stoją małe domy.
Od czasu do czasu jakiś most, najczęściej zwodzony aby mogły przepływać barki i statki. Zaczynają się też pojawiać pojedyncze wiatraki.
Wjeżdżamy na poldery w okolicach Goudy. Tutaj pasą się na łąkach krowy i owce oraz gnieździ się całe mnóstwo ptactwa wodnego: łyski, czaple, łabędzie, rzadko kaczki krzyżówki. Najbardziej mnie zdziwiło zachowanie i ilość czapli. Stoją jak nasze bociany na jednej nodze, zupełnie nieruchomo jakby były drewniane. Byliśmy świadkami polowania czapli na żabę. Poszło jej dosyć sprawnie.
W Goudzie zjedliśmy obiad. Nie znając holenderskiego zamówiliśmy kanapki z 3 jajami sadzonymi, co z dwoma sadzonymi na śniadanie stanowiło rekord jedzenia jaj w Holandii. Potem jedliśmy owoce z przydomowych drzew owocowych wystawiane na stolikach przez właścicieli. To dosyć powszechna praktyka, że można kupić owoce, warzywa czy miód w takich bezobsługowych miejscach zostawiając po prostu pieniądze w puszkach czy też biorąc owoce gratis, w zależności od informacji zostawionej przez „sprzedającego”, który nie siedzi i nie pilnuje swojego „sklepiku”. Wszystko opiera się na uczciwości.
Gdy byliśmy już pewnie z 10 km od Rotterdamu pojawiły się pewne problemy komunikacyjne. Wsiedliśmy na prom, który akurat przypłynął bo tak prowadziło oznaczenie szlaku rowerowego i wszystko się nam zgadzało. Gdy przepłynęliśmy na drugą stronę okazało się po jakimś czasie że powinniśmy byli znaleźć się w zupełnie innym miejscu. Tutaj kanał się rozwidlał i stąd to całe zamieszanie. Nie było jednak co debatować tylko wybraliśmy trasę zastępczą i pojechaliśmy trochę na okrągło prze most, zaliczając po drodze obszar gdzie stało dużo starych wiatraków.
Na zakończenie wycieczki zobaczyliśmy Rotterdam by night, bo nasz hostel okazał się być położony w dystrykcie centralnym, który od granic miasta dzieliło jeszcze kilka km. Na szczęście tutaj jest wszędzie blisko i mieliśmy rowery 🙂