W ofercie wyjazdowej mieliśmy zagwarantowane słońce i plażowanie nad morzem. Dlatego wzięłam kremy z filtrem. Teraz pozostało tylko czekanie na słońce. Rano go jeszcze nie było, za to czuło się morski, zimny wiatr. Wiało od Bałtyku gdy jechaliśmy nadmorską ścieżką rowerową.
Podziwialiśmy mijane kolejno wejścia na plażę ale jakoś nie mieliśmy odwagi posiedzieć na piasku. Woleliśmy pedałować żeby się trochę zagrzać, bo zaczynały nam już sinieć z zimna dłonie i stopy.
Zachwycaliśmy się też infrastrukturą rowerową jaką zobaczyliśmy i odczuliśmy na własnym ciele, przemierzając ponad 25 km po aglomeracji trójmiejskiej. Najpierw były kontrpasy na uliczkach Starówki, potem wypasiona ścieżka do Opery i trochę kostkowej aż do Brzeźna gdzie zaczęła się nadmorska autostrada rowerowa.
Najbardziej zachwyciły mnie spowalniacze na ścieżce w postaci łagodnych falujących garbów przed przejściami dla pieszych. Były też miejsca ułożone z kostki przed którymi lepiej zahamować. Inną fantastyczną sprawą nowoczesnej drogi dla rowerów było rozwiązanie skrzyżowania z innymi drogami lub chodnikami. Tutaj krawężniki były ułożone odwrotnie niż zwykle, to znaczy droga rowerowa ma pierwszeństwo, czyli jest gładka, a drogi przejazdowe, wjazdy dla samochodów mają krawężniki. Nareszcie jedzie się miękko jak po maśle, bez hamowania, podskakiwania i ciągłego stuk-puk na nierównych, czytaj za wysokich, krawężnikach. Taka prosta, a jaka przyjemna odmiana. Ech, gdyby więcej takich dróg było.
No, ale mieliśmy jechać nad morze. Wydostajemy się wreszcie z miasta i jedziemy w kierunku Zatoki Puckiej. I tutaj niespodzianka, wieje jeszcze bardziej. Wolno, ale skutecznie posuwamy się do przodu. Najpierw płaskim odcinkiem po betonowej szosie, ale w oddali widać jakiś wał, czy skarpę. Okazuje się, że droga zaczyna piąć się do góry, no cóż podjeżdżamy i my. Musiało być spore nachylenie bo po dojechaniu na szczyt zatrzymujemy się z z lekka wyczerpani. Sprzedawca w sklepie stwierdza, że nie wszyscy dają radę tu podjechać. Trochę mnie to podbudowuje i po krótkim odpoczynku jedziemy dalej.
Nad Zatoką Pucką dołącza do szosy ścieżka rowerowa R10. Postanawiamy ją przetestować. Początkowy asfaltowy fragment zapowiada się doskonale. Potem standard zmienia się na polną drogę gruntową, kawałek gorszej jakości z płyt, a potem dłuższy odcinek z kostki. Na niewygody nie ma co jednak narzekać biorąc pod uwagę ciszę (jedzie się daleko od szosy) i piękne okoliczności przyrody – przez cały czas jazdy można obserwować dobrze widoczną zatokę.
Już się nie mogę doczekać kiedy dojedziemy do plaży we Władysławowie. Od połowy dnia świeci piękne słońce i nie ma ani jednej chmury na niebie. Wreszcie jest, szumi głośno, fale wysokie i wiatr. Tylko trochę za zimno na kąpiel, na opalanie też. Jest zaledwie niewiele ponad 10 st. C. Za to piaszczysta plaża pusta i cała tylko dla nas. Nie ma tej całego tłumu ludzi z dziećmi z dmuchanymi dużymi piłkami plażowymi, parawanami. Budki, sklepiki i cały ten kram z lodami, napojami i świeżą smażoną w starym oleju rybką przy wejściu na plażę zamknięte na głucho. Szumu morza nie zagłusza wrzask dzieci, ani żadna muzyczka.
Jutro na deser naszej wyprawy nad morze Darek wymyślił jeszcze wycieczkę nad J. Żarnowieckie. A stamtąd pojedziemy na Hel.