Jeszcze podczas długich zimowych wieczorów Darek poświęcił trochę czasu na przekopanie się przez zasoby internetowe żeby dobrze zaplanować nasze wiosenne wycieczki rowerowe. W tym roku postawiliśmy na rower. Pierwszą rzeczą było zebranie informacji na temat dostępności roweru z konstrukcją napędu na pasek, zamiast klasycznego łańcucha. Okazało się, że nie tak łatwo jest mieć na własność to o czym można poczytać lub obejrzeć jako towar eksponowany w sieci, ale niedostępny w sklepie, czy magazynie. Znaleźliśmy jednak wyjście i zapytaliśmy dystrybutora w kraju, czy mógłby zamówić dla nas takie dwa rowery trekingowe w odpowiednim rozmiarze i wyposażeniu. Najpierw obejrzeliśmy to co było w sklepie na żywo, a potem wysłaliśmy zamówienie na konkretny model i rozmiar.
Zanim otrzymaliśmy potwierdzenie, że rowery są gotowe od odbioru minęło ponad 2 miesiące. Czyli jednak łańcuchy dostaw części rowerowych nie zostały całkowicie zerwane i rynek zaczyna się odbudowywać. I tak oto staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami rowerów z napędem na pasek i przekładniami planetarnymi w piaście. Ten karbonowy pasek to taki nasz mały sekretny szczegół rowerów, który pozwoli nam na bezobsługową jazdę podczas wielodniowej wyprawy rowerowej. Tymczasem jeszcze na starych rowerach w ramach pożegnania pojeździliśmy weekendowo w okolicach Janowa Podlaskiego. To były w sumie dwie wycieczki: jedna drogami asfaltowymi fragmentem trasy oznakowanej Green Velo, a potem szlakiem nadbużańskimim, który jednak po wiosennych roztopach okazał się w części nieprzejezdny. Tak więc rowery się na koniec ubłociły i już nie miały okazji się umyć porządnie, gdyż nasza cała uwaga skupiła się na ich nowych następcach.
Wraz z pierwszymi wiosennymi kwiatami rozpoczęliśmy przygotowania do wyprawy trasą GreenVelo. Najpierw trzeba było dopasować nowe rowery i przyzwyczaić się do nich, bo są lżejsze, bardziej zwrotne i inaczej się na nich jedzie. Z każdym kilometrem i po wprowadzeniu kilku poprawek polubiliśmy się i było tylko coraz lepiej. Przede wszystkim udało się dostosować wszystkie długości i odległości oraz kąty, tak że jazda nawet długiego dystansu nie powoduje dyskomfortu. Potem zabraliśmy się za wymianę standardowych części na bardziej pasujące, np. pedały platformowe na pedały do butów z systemem spd, siodło skórzane zamiast plastikowego żelowego. Nie udało się zmienić tylnej lampy, bo cały system oświetlenia jest zintegrowany. Zostawiłam też oryginalne gripy, gdyż okazały się całkiem wygodne i zrezygnowałam ze wstawienia widelca z amortyzatorem, żeby nie powiększać wagi roweru. Za to mamy w sztycy podsiodłowej bardzo fajny patent w postaci uginającego się elastomeru z logiem w kształcie jaszczurki. Od tego zwierzątka zresztą powstała nazwa mojego roweru, a mianowicie Zwinka, od jaszczurki zwinki. Rower jest faktycznie zwinny i szybki jak jaszczurka, ale oczywiście bez żadnego bagażu. Początkowo jeździłam tylko z torbą na kierownicy, ale zaraz doszedł bidon na ramie, a potem jeszcze dołożę na tylny bagażnik dwie sakwy. Ale póki jeszcze jeździmy na krótsze wycieczki blisko domu, wystarcza mi tylko ta jedna torba na kierownicę.