W ubiegłą sobotę braliśmy udział w super imprezie triatlonowej. Najpierw rano pojechaliśmy z rowerami na Bielany na pływalnię, gdzie zorganizowana była część pływacka. Darek zadeklarował ambitnie swój czas przepłynięcia 400 m na basenie i wystartował w trzeciej serii. Wynik pływania (7′:23″) bardzo Darka zadowolił, bo oznaczało to, że nie będzie miał ogromnej straty do pierwszego zawodnika w dalszej części zawodów. Poza tym sprawdził jak się poprawił od czasu gdy zaczęliśmy systematyczne lekcje pod okiem trenera pływania.
Ja nie podałam swojego szacowanego czasu, choć pewnie lepiej gdybym to zrobiła, bo czekałam aż do ostatniej 6. serii gdzie startowali zawodnicy najwolniejsi i bez podanej deklaracji czasowej. Ale moje pływanie, mimo tego że nie robiłam nawrotów koziołkowych poszło mi całkiem sprawnie, tak że organizator nie musiał na mnie czekać nieskończenie długo 😉 Przepłynęłam 16 basenów w 8′:55″, co też było dla mnie rodzajem sprawdzianu gdzie jestem.
Wcześniej płynęli też nasi znajomi: Paweł P., który startował w serii 2. oraz Monika P. płynąca w serii 4. Monika w pięknym stylu klasycznym była szybsza ode mnie.
Dla startujących w tych zawodach pływaków te daleko „niepływackie” wyniki są marne, ale w zawodach triatlonowych są trzy dyscypliny, dlatego liczyliśmy na nasze siły w drugiej części. Cenne sekundy urwane z pływania można było łatwo stracić na rowerze i w biegu.
Tak więc przemieszczamy się na Młociny, gdzie najpierw zapoznajemy się z trasą rowerową przejeżdżając na spokojnie pętlę, którą podczas zawodów trzeba będzie przejechać trzy razy, co łącznie daje 12 km. Trasa po szutrowej ścieżce nad Wisłą jest płaska ale jest na niej kilka lekkich „hopek” i zakrętów, które dla kogoś kto ostatni raz na rowerze mtb jechał rok temu mogą być sprawdzianem techniki. Mój „błotniak”, bo tak nazywam rower mtb, jest bardzo sprytny, ale ja jako jego bardzo rzadka użytkowniczka już niestety nie. Dlatego Monika P., za którą wybiegłam dosłownie w kilka sekund później (zgodnie ze stratą czasową po pływaniu) na drugą część zawodów, zniknęła mi już na pierwszej prostej. Oczywiście nie dogoniłam jej już na rowerze i moja strata się powiększyła. Za to wyprzedziłam inną dziewczynę i kilku wolniejszych panów. Może by mi się udało jeszcze pocisnąć rower, ale wolałam nie ryzykować mając w perspektywie jeszcze 4 km biegu.
Darek mi opowiadał, że jego część rowerowa nie była taka oszczędzająca, trzymał się mocno rywali. Podobnie nie odpuszczał Paweł P., który złapał koło i tak dojechał do końca. Nawet jeśli ścigamy się o tzw. pietruszkę, to warto dać z siebie wszystko.
Bieg po rowerze nie był długi, zatem nie było już żadnych wymówek. Zwłaszcza, że ostatnio trochę biegaliśmy. Gdy dołączałam do trasy biegowej akurat tuż przede mną pojawiła się dziewczyna w zielonym stroju triatlonowym z napisem „Kuźnia triathlonu”. Jej tempo biegu było przez jakiś czas zbliżone do mojego, więc nawet przez chwilę pomyślałam żeby się jej trzymać, ale dobrze, że tego zrobiłam, bo to była jak się wkrótce okazało… zwycieżczyni zawodów wśród kobiet.
Trasa biegowa była wąska i mijanie się z innymi zawodnikami na błotnistej ścieżce nie zawsze było oczywiste, bo jedni biegli po lewej, a inni po prawej stronie. Dlatego gdy zdałam sobie sprawę, że mam przebiec dwa razy tę trasę wyrównałam oddech i wróciłam do swojego tempa. Gdy tak sobie rozmyślam jakim tempem najlepiej biec mijam się z Darkiem, a potem z Moniką. Później jeszcze mijamy się po nawrotce drugi raz. Darek skupiony, patrzy tylko przed siebie.
Na ostatniej nawrotce pożegnałam się z wolontariuszem i lecę ostatnią prostą do mety. Monika dopinguje mnie na finiszu. Ale było cudownie skończyć! Dawno się tak nie zmęczyłam i dawno nie czułam takiej frajdy.
Cieszyliśmy się też, że spotkaliśmy starych znajomych i poznaliśmy nowych, dla których sport jest w życiu ważny, jeśli nie najważniejszy.
A na koniec jeszcze ogromna niespodzianka. Oboje mamy pudła. O ile ja wiedziałam z listy startowej, że nie będzie rywalek w mojej kategorii, to Darek zaskoczył wszystkich. Pokonał wszystkich 5 panów ze swojej kategorii i zdobył swoje pierwsze w życiu trofeum. Będę musiała wygospodarować trochę miejsca na honorowym miejscu gdzieś pomiędzy swoimi pucharkami i statuetkami 😉
Dobra passa na jesienny sezon chyba właśnie się zaczęła 🙂
Gratulacje, bardzo fajny blog 🙂
Cieszę, że się podoba 🙂 I dziękuję za miły komentarz.