Nowy tydzień rozpoczęliśmy dniem odpoczynkowym. Po 20 godzinach treningów zastosowaliśmy cały arsenał środków wypełniający dzień wolnego. W naszym wydaniu oznaczało to wycieczkę kajakiem na drugi koniec jeziora, ale były też leżaki na plaży, a wieczorem niespodzianka, czyli sauna. Już od kolacji kładł się dym z opalanego drewnem pieca. Nagrzane kamienie polewaliśmy gorącą wodą i temperatura doszła do 65 st., a wilgotność do 80 czegoś tam na zegarze wiszącym w środku sauny. Nie używaliśmy tylko witek brzozowych, ani nie polewaliśmy się wodą z konwi, ale w ramach fazy schłodzenia wskakiwaliśmy do jeziora. To był bardzo dobry pomysł z tą sauną.
Zregenerowani i wypoczęci z nowymi siłami rozpoczęliśmy kolejny tydzień obozu triatlonowego nad jeziorem Świętajno. Poranek przywitał nas deszczowo, ale już po śniadaniu słońce zaczęło przebijać się między chmurami. Czekając aż asfalt osuszy się na dobre popływaliśmy. Nie było zbyt dużej fali na jeziorze więc pływaliśmy na drugi brzeg do przeciwległego pomostu. Woda jest przyjemna i płynąc można skupić się na wkładaniu ręki do wody, rotacji ciała, długim pociągnięciu.
Kończąc pływanie myślałam już o tym co będę robić zaraz po wyjściu z wody. Najpierw zdejmuję okularki, potem rozpinam suwak pianki i biegnę do przygotowanego wcześniej miejsca gdzie leżą rzeczy potrzebne do zmiany na rower (tzw. T1). Szybkie zdjęcie pianki (posmarowanie skóry oliwką ułatwia sprawne zsunięcie pianki), potem zakładanie stroju kolarskiego, buty, kask i okulary. Razem z dobiegnięciem zajęło mi to 2:28. Trzeba jeszcze ćwiczyć.
Po obiedzie drugi trening – rower. Strasznie wieje więc dobrze, że rozgrzewkowa część kończy się w lesie. Teraz będziemy napierać przez 20 minut. Asfalt nie jest najlepszej jakości na tym odcinku, ale droga jest osłonięta drzewami i nie ma tutaj praktycznie żadnego ruchu samochodowego więc można skupić się na kręceniu. Darek chwilę zostaje i potem mnie goni, a ja mu uciekam. Po kwadransie spokojnej jazdy powtarzamy. Nie wiadomo kiedy mijają 2 godziny. Lubię takie treningi.