Każda znana mi biegaczka i każdy biegacz na koniec roku podlicza przebiegnięte kilometry i ilość spalonych przy tej okazji kalorii. Triatloniści dodadzą jeszcze do swojej listy kilometry wyjeżdżone na rowerze i te przepłynięte oraz ilość godzin spędzonych na siłowni. Takie zestawienie daje im ogromną satysfakcję oraz umożliwia odnalezienie swojej pozycji w rankingu z innymi znajomymi bawiącymi się w ten sam sport. Celowo używam słowa bawiący się, gdyż nie sądzę aby zawodowcy dokonywali takich podsumowań w tym samym celu, czyli porównywania się z innymi: kto więcej przebiegnie, kto dłużej będzie jeździł rowerem i kto spali więcej kalorii.
Zatem na nasze podsumowanie roku 2012 nie będzie ilości kilometrów (to można w każdej chwili zobaczyć w dzienniczku treningowym). Ba, nie będzie nawet ilości zdobytych pucharów, dyplomów i medali, które po ostatnim remoncie powędrowały do pudełka po butach (tam przynajmniej się nie kurzą). Będzie za to przypomnienie kilku fajnych chwil z tysiąca przebytych razem kilometrów. Na początek zapytałam Darka co mu najbardziej utkwiło w pamięci z tegorocznych osiągnięć sportowych. Po chwili namysłu usłyszałam taką odpowiedź: czerwony dywan na mecie IronMan’a we Frankfurcie i puszcza podczas Maratonu Pieszego w Puszczy Kampinoskiej.
Ja zaś zapamiętałam najbardziej przygotowania treningowe: gdy spocona po jeździe na trenażerze wychodziłam z domu ciemnym wieczorem pobiegać „na zakładkę” i długie jazdy rowerem gdy wiał zimny wiatr i było znów pod górkę. I jeszcze poranne wstawanie na trening pływacki – gdy inni jeszcze smacznie spali, ja już przepłynęłam ze 2 km. I bieganie interwałów w deszczu, bo nie można było tego przenieść na inny termin, po południu był już inny trening.
A teraz jesteśmy u progu 2013 roku. Znów snujemy plany, znów wytyczamy sobie cele, jak zwykle ambitne, bo tylko takie się liczą. Będzie dużo biegania i kolejne imprezy przed nami. W zasadzie cały kalendarz na kolejny rok już wypełniony.