Podczas gdy 35 tysięcy uczestników zgromadziło się w tę niedzielę na starcie maratonu w Londynie, a w Warszawie 26 tysięcy biegaczy brało udział w trzech biegach organizowanych przez Orlen (na 3,3 km, na 10 km i 42,195 km), my także z zamiarem sprawdzenia swojej wytrzymałości, wybraliśmy się w bardziej odludne miejsce. Skoro świt przemieściliśmy się na południowy zachód, zatrzymując się w najbliższym paśmie górskim.
Darek zaproponował mniej uczęszczaną trasę Pasma Jeleniowskiego, sąsiadującego z Łysogórami. Trasę Łysica – Łysa Góra zostawiliśmy bardziej wytrawnym turystom, sami zaś postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda ten sam czerwony szlak ale w Jeleniowskim Parku Krajobrazowym. Wystartowaliśmy z Paprocic. Zaraz po przekroczeniu szosy za jakieś 200 m mamy pierwszą niespodziankę: małą rzeczkę, której jednak nie sposób przeskoczyć, ani przejść w jakiś inny bezpieczny (czytaj suchy) sposób. Darek jednak spróbował: zaatakował, stracił równowagę i… jeden but już na samym wstępie miał „załatwiony”. Ja zdjęłam buty i przeszłam na drugi brzeg „suchą stopą”. Nie pytajcie czy woda była zimna, bo tego się nie czuje na tak małym odcinku.
Na szczęście mieliśmy odpowiednie buty (biorą wodę, ale też szybko schną dzięki siateczce zapewniającej wentylację) plus specjalistyczne skarpety, tak więc nie było żadnych problemów ze stopami przez całą wycieczkę.
Czerwone znaki pną się do góry na najwyższy szczyt pasma – Jeleniowska (533 m n.p.m.). Podążamy za znakami, choć nie zawsze jest to wygodne.
Podziwiamy jednak przyrodę i nic nas nie jest w stanie odwieść od planu pokonania dalszej trasy, choćby w bardzo wolnym tempie.