Przedmajówkowy wypad w Gorce to był doskonały pomysł. Na szlakach jeszcze pusto, za to widać już wiosenne kwiaty. Śniegu w górach już prawie nie było, choć zdarzały się fragmenty mokrych przejść.

Dzień pierwszy
Upłynął pod znakiem szafranu, ale nie przyprawy używanej w kuchni do barwienia potraw na żółto, lecz łąk kwitnących na fioletowo krokusów.

To one najbardziej zachwycały nas podczas wycieczki z Przełęczy Knurowskiej do schroniska pod Turbaczem. Widzieliśmy je na Hali Młyńskiej i Przełęczy Długiej, choć tam kwitły jeszcze żółte kwiaty pierwiosnka wyniosłego.

„Zdobyliśmy” Turbacz ale nie skorzystaliśmy z ławeczki na szczycie bo przed nami jeszcze sporo drogi do pokonania.

Schodząc z Turbacza wybraliśmy ścieżkę na skróty i wypatrywaliśmy znaków żółtego szlaku, którym mieliśmy zamiar dalej się poruszać. Ścieżka wyprowadziła nas na żółty lecz pech chciał, że w przeciwnym kierunku. Zorientowaliśmy się dopiero po 4 km, więc musieliśmy się wrócić i w ten sposób mieliśmy dziś dodatkowe nieplanowane 8 km w nogach.

Przestaliśmy podziwiać okoliczności przyrody i czym prędzej wróciliśmy na Halę Turbacz, którą przykryła w tym czasie mgła.

  
Od tej pory byliśmy bardziej czujni i bardziej analizowaliśmy mapę i oznakowanie w terenie.

Teraz został „tylko” odcinek żółtym do Przełęczy Borek, stamtąd niebieskim wzdłuż Kamienickiego Potoku. Tam to już była łatwizna, bo zero przewyższeń i nawet lekko w dół, dało się truchtać.

 W dalszej części nasza trasa zaczęła lekko ale systematycznie piąć się do góry – teraz byliśmy na ścieżce rowerowo-pieszej w kierunku Jaworzyny Kamienickiej. Zmęczenie dawało się we znaki i Darek musiał coraz częściej czekać na mnie.

 Im wyżej tym większa mgła, a tempo coraz wolniejsze. Zrobiło się chłodno, wreszcie osiągamy Jaworzynę, a później Kiczorę.

Będziemy wracać czerwonym do Przełęczy Knurowskiej skąd wyszliśmy dziś rano prawie 10 godzin temu. Zrobiliśmy w sumie 45 km i łącznego przewyższenia 1410 m. Jak na pierwszy dzień to trochę chyba za dużo, ale to była cena zgubienia się na trasie.

Dzień drugi
To typowo odpoczynkowy dzień po wczorajszym dość długim wędrowaniu. Założenie było takie aby się zregenerować i nigdzie nie spieszyć. Trasa też zdecydowanie krótsza i jak się okazało bardzo widokowa, głównie za sprawą często ukazującej się nam panoramy Tatr.
Na początek idziemy z Ochotnicy Dolnej doliną w kierunku znaków szlaku zielonego.

Szlak najpierw prowadzi przez wieś, a potem zaczyna wspinać się przez las cały czas ostro w górę. Po drodze parę razy gubimy znaki słabo i rzadko znakowanego szlaku, wreszcie odnajdujemy je i wychodzimy na Hale Podgorcowe gdzie kwitną zawilce.

 
Po dotarciu na szczyt Gorca długo podziwiamy bardzo dobrze dziś widoczną panoramę Tatr.

Zejście zielonymi znakami przez las i od Przysłopa Dolnego żółtymi obok schroniska Gorczańska Chata (niezbyt gościnnego) do wsi Jamne i powrót szosą do Ochotnicy.  Cała pętla miała 25 km, przewyższenia na trasie było 940 m.
Dzień trzeci
Dziś powtarzamy odcinek czerwonym szlakiem od Przełęczy Knurowskiej do schroniska pod Turbaczem, ale nie wchodzimy do środka tylko od razu kierujemy się na Halę Turbacz i za żółtymi znakami. 
W lesie całe łany czosnku niedźwiedziego i kwitnąca knieć błotna przy licznych strumykach. 
Jest słonecznie i ciepło, mijamy dziś więcej turystów. Pojawili się kolarze górscy w ilości pojedynczych okazów, ale trenujący ostro podjazdy. My zaś kierujemy się na Kudłoń, który okazał się być niezbyt interesującym szczytem. Idziemy więc dalej na Gorc Troszacki, a stamtąd zejście zielonymi przez Stawieniec.
Po minięciu urokliwej polanki Stawieniec schodzimy serpentyną w dół. Po drodze widoki martwego lasu nie były rzadkością.
Przy skrzyżowaniu z niebieskimi znakami  spotykamy ponownie tego samego dzielnego kolarza górskiego, którego widzieliśmy wjeżdżającego żółtym szlakiem na początku naszej wycieczki.
Wygodną drogą przy potoku Kamienickim, gdzie o tej porze kwitną lepiężniki, docieramy znów do żółtego szlaku na Przełęczy Borek.
Potem już tylko dojście do schroniska, tam krótka przerwa obiadowa i powrót czerwonym szlakiem znaną nam już bardzo dobrze trasą do Przełęczy Knurowskiej.
Bilans dzisiejszego dnia to jakieś 37 km i 1385 m przewyższenia. Teraz musimy to przeliczyć na punkty do GOT. Powinna z tego wyjść mała brązowa, a na pewno mamy już popularną.
Razem przez te trzy dni pokonaliśmy 107 km tras, przetestowaliśmy koszulki i skarpety z wełny merynosa oraz ich właściwości termiczne w warunkach wiosennych temperatur (od 10 do 20 stopni). Sprawdziliśmy co powinno stanowić nasz ekwipunek w górach, gdzie trzeba liczyć tylko na siebie i ew. schroniska (jak się okazuje nie wszystko co na mapie nazywa się schroniskiem jest nim w rzeczywistości). Zostają jeszcze sklepy we wsiach, ale do nich zazwyczaj trzeba zejść, a potem wrócić na szlak, co podwaja ilość pokonywanych kilometrów, a na tym aż tak bardzo nam nie zależy.
Nie mogliśmy tylko sprawdzić jak wygląda długie chodzenie w bardzo mokrych butach, bo tylko jeden raz zmoczyliśmy stopy w topniejącym śniegu podczas zejścia od Jaworzyny Kamienickiej. Nie było też ulewnego deszczu, pierwszego dnia tylko lekko kropiło do południa, potem jednak rozpogodziło się, więc można powiedzieć że trafiliśmy na pogodę jak podczas wakacji w ciepłych krajach.
Więcej zdjęć w galerii.
Już wkrótce ciąg dalszy naszych wycieczek w góry. Tym razem w planie Bieszczady.      

2 komentarze

  1. Lechu, założyć plecak i biec to jeszcze nie wszystko. Jeszcze trzeba więcej patrzeć w mapę zamiast podziwiać widoki (gapisz się na panoramy, a tu szkolny błąd i na znakowanym szlaku człowiek się gubi jak małe dziecko). Na MŚ już pewnie nie damy rady się przygotować, ale będziemy próbować swoich sił w orientacji tropiąc lampiony na Mistrzostwach Polski w Marszu na Orientację w okolicach Łochowa – http://mkino.pttk.pl/imprezy/dymno/
    Oby tylko Liwiec nieco opadł, bo inaczej przyjdzie nam brodzić w wodzie całą trasę.

    Pozdrowienia dla australijskich zespołów, za które będziesz trzymał kciuki 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *