Miało być super. Wystroiliśmy się w nowe stroje triathlonowe. Dziś test nr 2 – na bieganiu. Już po wyjściu z samochodu okazało się, że łatwo nie będzie – żar lał się z nieba.
Na parkingu jeszcze przed biegiem przyglądał się nam długo jeden z biegaczy i w końcu głośno skomentował, że od razu poznał, że mamy na sobie stroje triathlonowe i że wyglądamy kosmicznie. Miałam wrażenie, że wiele innych mijanych osób przygląda się nam dłużej niż normalnie. W tłumie biegaczy stanowiliśmy nie lada atrakcję i to nie za sprawą żółtego balonika.
Najpierw biuro zawodów i odebranie numeru startowego, który przypięłam do paska startowego żeby nie dziurawić agrafkami stroju. Po kilku minutach truchtu na rozgrzewkę byłam spocona jak mysz w połogu. Zdjęłam opaski kompresyjne, które miały się dobrze komponować ze strojem. Uznałam, że dziś jest za gorąco, a bieg za krótki na takie gadżety. Zresztą dziś testujemy stroje.
Przed biegiem rozmawiamy ze spotkanymi znajomymi biegaczami, nikt nie miał wątpliwości jakie mamy najbliższe plany startowe. Nasz strój mówił za siebie wszystko. Zostaliśmy zasypani gradem pytań o przygotowania i zawody triathlonowe. To pierwszy efekt naszego testu biegowego.
Trasa biegu nie jest płaska jak stół, to było wiadomo od początku, ale dodatkowo wszyscy uczestnicy, z którymi rozmawialiśmy przed startem obawiali się upału. Po wybiegnięciu z miasta na szosę zobaczyłam zalany słońcem asfalt i nogi pode mną się ugięły. Szczęśliwie z daleka widać było straż sikawkową w akcji. To było cudowne móc przebiec w mgiełce chłodnej wody. I tak do następnego punktu wodnego. To było niezłe ćwiczenie na wytrzymałość i wolę walki żeby utrzymać tempo biegu. Ciążyła na mnie wielka odpowiedzialność – miałam zadanie pacemakerki na 50 minut (stąd ten balonik). Oznaczało to bieg równym tempem 5 min/km i choć miałam ochotę przyspieszyć aby szybciej wpaść w chmurę deszczu, to tempo miało być takie samo przez cały bieg.
Skończyło się dobrze, każdy kilometr pokonany jak trzeba. Czarne myśli w głowie zmywała woda, którą nas polewali strażacy. Biegnący kilka metrów przede mną Darek wydawał się mieć lekki krok, jego rozluźnione ramiona pracowały rytmicznie. Wydawał się być w ogóle nie zmęczony. Czy to zasługa stroju, w którym widać było wyraźnie jego sylwetkę? A stroje spisały się doskonale, nic nie uwierało, nic nie przeszkadzało (tak jakby były drugą skórą). Miały dziś chrzest wodny w warunkach naturalnych – bieg w deszczu ze strażackich sikawek.
Najprzyjemniej było jednak dopiero po biegu, gdy spotkaliśmy dawno nie widzianych znajomych. Kaja z Mikołajem mają już półrocznego synka. O rany, to faktycznie dawno żeśmy się widzieli.
A i jeszcze dekoracja – dobrze, że zostaliśmy dłużej po zawodach. Znów byłam druga w kategorii. W sumie to już się przyzwyczaiłam do drugiego miejsca.