W czasie bardzo długiego weekendu majowego społeczeństwo podzieliło się na dwie frakcje: aktywnych i bardziej aktywnych. Ja z Darkiem postanowiliśmy znaleźć złoty środek i spędzić czas zarówno aktywnie jak i odpoczynkowo.
Naszą bazą do różnych aktywności jest centrum biathlonu w Jamrozowej Polanie w Dusznikach-Zdroju. Nie odważyliśmy się tutaj tylko jazdy na nartorolkach ani nie strzelaliśmy, choć podglądaliśmy młodych adeptów biathlonu. Realizowaliśmy za to nasz plan aktywności triathlonowych.
Trasy narciarskie wokół ośrodka testowaliśmy biegowo. Płaska jest tylko runda karna przy strzelnicy, zaś reszta 1,5 km kilometrowej pętli to głównie strome zbiegi i podbiegi. Za to wszystko w scenerii pięknego „googlowskiego” lasu, który o poranku prezentował się urokliwie.
Raz wybraliśmy się też na dłuższą
wycieczkę biegową po okolicy. Trochę błądziliśmy w poszukiwaniu właściwego szlaku turystycznego, ale za to widzieliśmy stado owiec wygrzewające się na czerwonych haładach ziemi, a potem przebiegaliśmy przy kopalni łupka czerwonego i wszystko się wyjaśniło.
Przez pozostałą większość czasu wylewaliśmy litry potu podczas treningów rowerowych, ale tylko dlatego, że zrobiło się gorąco i jeździmy w wymagającym terenie. Bo albo są podjazy albo zjazdy nierzadko o nachyleniu 12%. Objeździliśmy okoliczne szosy i byliśmy też na
trasie Klasyka Radkowskiego – maratonu szosowego, w którym będziemy brać udział w sobotę. To będzie dłuuuga wycieczka.
W centrum biathlonu nie ma basenu, wiadmo biatloniści nie muszą trenować pływania. Za to w pobliskiej Kudowie-Zdroju jest basen ze słoną wodą. Rewelacyjnie można się w nim zregenerować, sól dodawana do wody zamiast chloru, doskonale wpływa na zmęczone członki oraz na skórę i nie podrażnia nosa przy nawrotach.
Innym miejscem, które odwiedzamy dla relaksu i zdrowia jest strefa uzdrowiskowa w Dusznikach-Zdroju. Tutejsze wody zdrojowe mają nas wzbogacić w minerały i poddać dobroczynemu działaniu uzdrawiającemu. Potem kojący spacer po parku zdrojowym wśród dźwięków koncertu muzyki Chopina.
Kurcze, jak to sie człowiekowi zmienia: kiedyś wypad z rowerem na rower w gory to był szczyt marzeń, a teraz tylko wypad w gory….z psami to….pełnia szczęścia – roweru nie musi być:)
Czołem Motylku. Z wszystkich treningów przeprowadzonych podczas aktywnej majówki, najmilsza mi była wycieczka biegowa. Krótka, bo tylko 20. km, ale ile radochy z podchodzenia i zbiegania. No i te widoki na góry i budzącą się przyrodę.