Z Helsinek jedziemy jeszcze bardziej na wschód cały czas trzymając się południowej części Finlandii. Kolejnym celem jest historyczne miasteczko Porvoo. Czeka nas 74 km jazdy. Mamy nadzieję, że trasa będzie łatwa i zdążymy przed wieczorem 😉
Zawsze najdłużej zajmuje uzbrojenie przed jazdą: zalogowanie się, znalezienie satelitów. W obcym terenie gps to podstawa. Pomaga w odnalezieniu ustalonej i zaplanowanej trasy. Czasy mapników i papierowych map minęły bezpowrotnie. Darek ma urządzenie do nawigacji z wgranymi dokładnymi mapami i plikami gpx tras. Mówienie do urządzenia czule „Dawaj, Mietek” ponoć pomaga w szybkim łączeniu się 😉 Bo gdy jest pochmurny dzień taki jak dziś, to łapanie satelitów może chwilę potrwać. Ale i na te niedogodności na pewno są już jakieś rozwiązania.
Ja zamiast mapnika na kierownicy przypinam smartfona z włączoną aplikacją gdzie mam zapisany ten sam ślad z trasą. Potem wystarczy już tylko pilnować znacznika na mapie, a aplikacja robi całą nawigację. Używam z powodzeniem aplikacji z mapami OSM, które pobieram wcześniej tak aby móc używać ich gdy jesteśmy off-line. Dzięki temu mam cały czas podgląd dokąd jedziemy, gdzie będą najbliższe sklepy spożywcze, punkty gastronomiczne i jakieś atrakcyjne miejsca, przy których warto się zatrzymać. I tylko bateria smartfona wymaga czasem podładowania, bo włączony cały czas wyświetlacz zżera mnóstwo energii.
W Helsinkach najpierw jedziemy długo nabrzeżem, mijamy port, jakieś mariny i kanały, przy których jest tyle ciekawych rzeczy.
Powoli opuszczamy Helsinki. Jedziemy cały czas drogami rowerowymi. Poza jedyną remontowaną ulicą, nie mamy powodów do narzekania. Asfaltowe, wygodne ścieżki prowadzą we wszystkich kierunkach.
Zrobiło się nieco cieplej więc w ramach przerwy zatrzymaliśmy się na chwilę przy jakimś pomoście. Ścieżka rowerowa prowadziła nas terenami rekreacyjnymi, których tutaj widzieliśmy bardzo dużo. O tym miejscu chcę jednak napisać kilka słów więcej. Z pomostu prowadziły do wody jeziora stalowe schodki z poręczą jak na pływalni. Widzieliśmy starszą panią, która wyszła po nich z kąpieli, przebrała się i podreptała w stronę plaży. Pomost sąsiadował z drewnianym pawilonem, w którym mieściła się większa przebieralnia i ekologiczna toaleta. W niej pojemniki z korą i szufelką do nabierania kory. Bardzo ciekawy sposób utylizacji. Czysto, schludnie i co najważniejsze bezzapachowo. Taka naturalna wersja toy-toya. Nikt nie musi kucać w krzakach.
Potem jechaliśmy przez teren, który przypominał nasze ogródki działkowe. Tyle, że tereny uprawowe nie były pogrodzone żadnymi płotami, ani zardzewiałymi siatkami; nie było też żadnych altanek czy domków skleconych ze starych desek i dykty. Rosły kwiaty, warzywa i było bardzo estetycznie.
Kolejny cud natury, czyli dwupasmowe drogi rowerowe ciągnące się kilometrami równolegle do dróg dla samochodów. Wszędzie tylko elegancki asfalt więc raj na trening szosówką, ale widzieliśmy też ludzi na nartorolkach.
Do Porvoo dojechaliśmy niezbyt późno, więc zamiast do hotelu, który był po drugiej stronie rzeki, zatrzymaliśmy się najpierw na nadrzecznym deptaku, gdzie można było wybierać w knajpkach i barach, a potem pokręciliśmy się po starym mieście.
Wąskie, brukowane uliczki i drewniane domy pomalowane na skandynawskie kolory. Uroczo.
Obowiązkowa przerwa na kawę na ryneczku. Kupiliśmy też chleb na kolację. Taki tradycyjny, bez konserwantów i polepszaczy. Jedliśmy go trzy dni.
Główna atrakcja to stara katedra z XIII i XV wieku, która nadal jest używana. Akurat była sobota więc pojawiła się najpierw para młoda, a potem nadciągnął tłum gości.
Z mocno turystycznego miejsca wróciliśmy do naszego mieszczącego się na uboczu budżetowego hotelu. Pokój ogromny, łazienka w stylu szwedzko-fińskim, tzn. stalowe rurki armatury wodnej poprowadzone bez chowania w ścianach, tylko na zewnątrz. Takie same rozwiązania widzieliśmy w Szwecji. Widać, że Finowie zaadoptowali to praktyczne i łatwe w instalacji rozwiązanie. Oczywiście ten sam trend dotyczy braku wanien w łazienkach i bardzo dużej przestrzeni prysznicowej z głównym górnym prysznicem oraz kratką odpływową w podłodze. Tutaj jednak pojawia się drugi mały dodatkowy prysznic zainstalowany przy kranie umywalki w sąsiedztwie sedesu. Może być używany jako bardzo wygodne i praktyczne rozwiązanie zastępujące bidet. To chyba typowo fiński wynalazek. Nigdzie indziej w Europie poza Finlandią nie spotkaliśmy się z takim pomysłem na urządzenia w sanitariatach. Warto zapamiętać przed kolejnym remontem w łazience.
Jadalnia była pusta bo w hotelu jakoś nie było zbyt dużo gości. Była za to dobrze wyposażona kuchnia, z której nie omieszkaliśmy skorzystać. Kolację przygotowaliśmy sobie sami ze składników, które mieliśmy z zakupów w sklepach spożywczych po drodze. Tak to niestety się odbywa, że kupujemy na zapas w otwartym po drodze sklepie. Tych nie jest zbyt dużo, czasem trzeba przejechać 20-30 km. Na szczęście sklepy spożywcze mają długie godziny otwarcia i są czynne we wszystkie dni tygodnia. I można w nich kupić wszystko.
Kalorii dziś za dużo nie spaliliśmy bo trasa była odpoczynkowa (krótko i płasko), więc i kolacja mała i prosta.