Gdy zimą za oknem jest słonecznie to ciągnie człowieka jak wilka do lasu na narty nawet jak jest mróz.

Wraca się co prawda zmęczonym ale szczęśliwym, że wreszcie w ciepłym domu i że w kuchni czeka na nas ktoś kto cicho i przyjemnie pomrukuje. I nie jest to wcale wygrzewający się na kaloryferze mruczący kot, choć pewnie większość tego by się spodziewała znając nasze kocie upodobania. W kuchni zadomowił się od jakiegoś czasu nasz nowy cichy i cierpliwy pomocnik.

Zastąpił swojego poprzednika z rodziny robotów kuchennych. Ma mniejszą od niego misę, ale za to doskonałe mieszadła, które wykonują ruch planetarny. W tym ponoć tkwi sekret tego legendarnego urządzenia.

Na pierwszy ogień poszły naleśniki. Z ciastem poradził sobie w minutę, potem dostał zadanie rozdrobnienia i wymieszania sera do nadzienia. Też było przyjemnie.
   

Po skromnym obiedzie przyszedł czas na podwieczorek. Darek wyszukał przepis na ciasto marchewkowe, a nasz pomocnik znów musiał się wykazać. Ciasto wyszło genialne w smaku (w komentarzu do przepisu, z którego korzystaliśmy znalazł się wpis ” narody klękajcie, jakie to pyszne” i teraz nie wiemy, czy to przepis i składniki, czy zasługa wprawnego ich mieszania?

(udało mi się ocalić jeden, ostatni kawałek ciasta)
Tego samego dnia powstały jeszcze lody waniliowe. No cóż, może nie było to rozsądne jednego dnia pochłaniać tyle kalorii, ale gdy w kuchni są mali pomocnicy (tutaj współpracował jeszcze jeden, ten który chłodził masę lodową w jego ostatniej fazie zamrażania), trudno oprzeć się pokusie.
 

Gdy tylko uwolniła się dzieża, w której mieszała się masa na lody, zaczęło wyrabiać się w niej ciasto na chleb. Po jakimś czasie, sprawdzony już wcześniej przepis na chleb orkiszowy, stał się dwoma bochenkami. Przed włożeniem do pieca Darek posypuje je jeszcze makiem.

   
 Tutaj już po upieczeniu w piekarniku:

Już nie mogłam się doczekać kiedy ostygnie aby go pokroić na kolację. Chleb jest delikatny i ma oryginalny lekko orzechowy smak i można go jeść z samym masłem.

Ależ się zmechanizowaliśmy w naszej kuchni. Można jednak powiedzieć, że jesteśmy samowystarczalni. A do tego kuchenne prace nie męczą, tylko miło mruczą. Przyjemnie jest posłuchać brzęczenia miksera zamiast reklam w tv. Zwłaszcza, że z tego pierwszego jest zdecydowanie większy pożytek 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *