Wolne w kalendarzu, wolne w naszym planie. Taki dzień przeznaczamy na regenerację.
Na nic zdały się namowy Piotrka, że co z tego, że teraz rano jest jeszcze przymrozek, że przecież w tym słońcu to do 15-tej powietrze nagrzeje się i może jednak pojeździlibyśmy na rowerach. Przecież wystarczy się ciepło ubrać. I zaczyna prezentować kilka warstw ubrań, które założył na siebie. Zrobił już rowerem rundkę po lesie więc się rozgrzał, zdejmuje teraz kolejne bluzy, ochraniacze, zmienia buty przygotowując się do biegania. Trochę się tylko rozgląda bo nie ma z kim biec. Jakoś chętnych do biegania dziś za dużo na starcie nie widać, a jest już dobrze po dziewiątej. Jeśli ma zdążyć na finisz o 10 musi już startować.
Darek tymczasem wygląda kolejnych uczestników, ale nikogo nie widać. Myśleliśmy, że jeszcze ktoś przeczytał informację, że Szalana Maryśka w tym roku jednak ma szansę się odbyć.
Ale co to? Ktoś jednak jeszcze biegnie. Z daleka jeszcze nie widać wyraźnie kto, ale postaci jakoś znajome.
Czyżby to był Yogi ze swoją małżonką? Nie zapowiadali się, ale wygląda na to, że im wiosenne bieganie służy. Krokiem lekkim, ba nawet zwiewnym i jak się potem okazało nawet wręcz tanecznym przybyli na nasze spotkanie i nie wahali się pobiec na kolejne kilometry.
Dopiero gdy już wszyscy byli na trasie mogliśmy kontemplować przyrodę, słuchać wariacji na kilka dzięciołów (coś dzisiaj były tak zajęte swoimi sprawami, że nie miały czasu na pozowanie, ale za to było je wyraźnie słychać wśród kwilenia innych ptaków) i wypatrywać zieleni listków na gałązkach krzewów. Poszycie zieleniło się tylko umiarkowanie z powodu mchów i marnych ździebeł traw, gdzieś tam pod suchymi liśćmi kuliły się listki zawilców, ale tak nieśmiało, niepozornie. Im też nie chciało się wyjrzeć na słońce, bo co z tego, że przyświecało jak nie dawało otuchy na poważne plusowe temperatury.
Przez to szukanie wiosny zupełnie byśmy zapomnieli o poczęstunku na „punkcie odżywczym” w wiacie dla uczestników dzisiejszego biegania. Samodzielnie przygotowane ciasto drożdżowe ma w składzie 8 żółtek. Nie boimy się cholesterolu w jajkach, za to wierzymy, że cholesterol utkwi w naczyniach krwionośnych, gdy będziemy się stresować. Dlatego w dniu regeneracji jemy jajka w każdej postaci: na miękko, w jajecznicy, w babce drożdżowej i koglu-moglu.
Jak Wielkanoc i jajka to musi być też śmigus-dyngus. W końcu jak na SzaLaną MaryŚkę przystało wody nie mogło zabraknąć.
Czyli połączenie punktu odżywczego z punktem odświeżania na zakończenie pobiegowej radości.
Ciasto jeszcze przez chwilę było, ale szybko zniknęło. Jakoś nikt nikt nie przejął się mitem o szkodliwości cholesterolu. Zwłaszcza po bieganiu.