Najpierw pobiegaliśmy w Maryśce. Porządnie, ponad 20 km. Komarów co nie miara, konwalie przekwitły, kosy szaleją, małe dzięciołki kwilą i wszystko takie strasznie zielone, aż ścieżki zarosły.
A w niedzielę rano skoro świt zapakowaliśmy rowery, całą masę innych rzeczy potrzebnych na trening: bidony, kaski, buty, koszulki, spodenki, zegarki, czepki, okularki i pianki do pływania.
I ruszyliśmy. Słońce grzeje, ale nie za mocno, wiatr słaby, tak akurat. Wymarzona pogoda na rower.
W połowie trasy rowerowej postój na małe co nieco w płynie.
Na kolejnej przerwie chwila na obcowanie z przyrodą:
na wyjęcie czegoś z buta:
Po rowerze szybka T1 w komfortowych warunkach:
i pobiegliśmy tą ścieżką wokół zalewu:
Po mocnym początku zwolniliśmy żeby uspokoić oddech i rozejrzeć się wokół.
I wielka radość z końca dzisiejszego prawie 5 godzinnego treningu.
Przyjmujemy koksy w odmierzonej dawce i będzie można poddać się regeneracji wspomaganej.
Mijamy nowopowstający basen z widokiem na zalew. Super miejsce do uprawiania triatlonu przez cały rok.