Pakowanie. Jedna z moich ulubionych czynności. Nie chodzi oczywiście o pakowanie na siłowni, ale o bezpośrednie przygotowania przed podróżą. Choć dla niektórych pakowanie się oznacza jedynie upychanie rzeczy do walizki. Dla mnie to jak BPS (bezpośrednie przygotowanie startowe). Poprzedzone jest okresem planowania, testów i odchudzania plecaka. Potem następuje wykonanie spisu rzeczy do zabrania, oczywiście tylko tych wcześniej sprawdzonych i naprawdę niezbędnych (puder i tusz do rzęs na szlaku raczej się nie przyda). W naszym wypadku jest to bardzo istotne, bo cały bagaż będziemy musieli potem nieść na własnych barkach. Nie będzie osiołka, ani zastępu tragarzy. Zatem pakowanie się musi być przemyślane w najdrobniejszych szczegółach i ograniczone do niezbędnego minimum aby przetrwać w górach przez 2 tygodnie. Nie będą nam potrzebne raki, ani czekany, czy uprząż, bo wspinać się aż tak wysoko nie będziemy. Nie przewidujemy noclegów pod chmurką, zatem sprzęt biwakowy też zostaje w domu. Mamy zatem komfortowa sytuację i dlatego plecaki planujemy brać raczej z tych małych (20 l), niż wielkie kominy mogące pomieścić dobytek całego życia.
Ekwipunek (dla dwóch osób) to głównie ubrania, przybory do mycia i kilka innych potrzebnych drobiazgów:
Reszta niezbędna do przetrwania i przejścia GSB będzie gdzieś do znalezienia na trasie. Będziemy mieli dużo czasu na ich szukanie, choć nie tak dużo co w czerwcu, bo wrześniowe dni są zdecydowanie krótsze. Ale czasu na rozmowy, podziwianie okoliczności przyrody oraz inne ciekawe wydarzenia nie powinno nam zabraknąć. Oby tylko sił nam nie zabrakło na pokonywanie kolejnych kilometrów.
Trzymajcie kciuki za sprzyjającą outdoorowym wyczynom pogodę bo to ona może determinować w dużej mierze tempo marszu.