Darek zaplanował ze szczegółami trasę, ja przygotowałam poprzedniego dnia obiad i w niedzielę przed południem ruszyliśmy rowerami. Najpierw do stacji kolejowej Anin gdzie wsiedliśmy do pociągu relacji W-wa – Pilawa.

Specjalny wagon do bezpiecznego przewozu rowerów, które dodatkowo w okresie wakacyjnym mogą jechać z nami bez opłat.

    
Pierwszy etap był łatwy i przyjemny. W drugiej części wycieczki trzeba będzie wrócić rowerami do domu. Czy się powiedzie bez przeszkód? Poprzednie wycieczki na tyle zahartowały uda i łydki, że pokonanie 70 km nie powinno nastręczać nikomu dużego problemu.

W samo południe ruszyliśmy spod stacji kolejowej w Pilawie.

Nasz 6-osobowy wycieczkowy peleton przejeżdżający główną ulicą Pilawy wzbudzał spore zainteresowanie miejscowych rowerzystów. Tuż za znakiem żegnającym Pilawę droga skręca w leśny fragment, ale potem aż do Osiecka biegnie polami i wśród wsi. Na jednym z wysokich słupów w bocianim gnieździe kilka ptaków. Jeszcze nie odleciały, ale nie można poznać które są dziećmi, a które dorosłymi bocianami. Później jeszcze kilkukrotnie będziemy widzieć brodzące po łąkach bociany białe.  
Ładną drogą dojechaliśmy do Osiecka, po którym trochę się kręciliśmy szukając jedynej miejscowej atrakcji – źródełka wody zdrojowej.

Druga atrakcja Osiecka to oczywiście monumentalny gotycki kościół z czerwonej cegły i pięknymi, ogromnymi wieżami, którego jednak dziś nie fotografowaliśmy.

Potem skręciliśmy na Warszawice jadąc przez łąki, na których zawsze okrutnie wieje – dziś też wiało, zatem ten odcinek pokonaliśmy jadąc schowani za plecami. Najgorzej miał ten pierwszy, który nie miał się za kim schować, no ale ktoś musiał jechać pierwszy żeby innym pokazywać drogę 😉
Zmęczeni wiatrem zrobiliśmy przerwę postojową w sklepie, w którym zawsze się zatrzymywaliśmy podczas naszych wycieczek rowerowych. Nie znam nikogo kto nie chciałby się właśnie tam zatrzymać. My też uzupełniamy płyny i kalorie (batoniki energetyczne) i jedziemy dalej trzymając się nadwiślanego wału, który nieco nas chroni od wiatru.

Po przedarciu się przez „50-tkę” jesteśmy w spokojniejszej części globu gdzie można jechać na rowerach obok siebie i rozmawiać bez konieczności przekrzykiwania szumu aut. Wokół pola z warzywami i sady owocowe. Bardzo miły fragment trasy. Dodatkowo na chwilę zatrzymujemy sie nad jeziorkiem.

Mijamy Otwock Wielki, zaraz za nim Mały, przejeżdżamy przez Karczew do Otwocka i Józefowa. Podziwiamy stare i nowe wille tej okolicy, aż wreszcie osiągamy most na rzece Świder. I tu pełne zaskoczenie: z cichych uliczek wkraczamy w obszar gwaru i zabawy. Za drzewami niewidoczna plaża nad Świdrem – miejsce modne wiele lat temu, nadal dla wielu jest atrakcyjne.

  
Pewnie sami chętnie byśmy tu zostali ochłodzić się nad rzeką, ale przed nami jeszcze kawałek do domu.  Zatem wsiadamy na rowery i jedziemy dalej. Nie było już tak lekko jak na początku, ale nikt się nie skarżył i nie było potrzeby korzystania z pociągu w ostatnim etapie powrotu do domu. To dobrze wróży kolejnej wycieczce. Tegoroczne lato stoi pod znakiem rowerowego zwiedzania Mazowsza.  

   

  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *