Na razie mamy lato. Co prawda typowo polskie, czyli więcej leje i jest zimno, ale jednak lato. Lubię bardzo lato, nawet takie burzowe i mokre. Wolę może nawet bardziej niż te upalne i męczące dni, gdy nic nie można robić poza szukaniem cienia i klimatyzowanych miejsc.

Las, też jest całkiem niedaleko, a od biedy zielone płuca prawobrzeżnej Warszawy, czyli Park Skaryszewski, który świetnie się nadaje do biegania po pętli.

Po drugiej stronie też wybieram trasy głównie przez parki. Jak się dobrze poszuka to można cały czas jechać przez tereny zielone omijając główne ulice. Te zostawiam samochodom, nich się tłoczą, trąbią na siebie i irytują stojąc w korkach. Lato jest od tego żeby wszędzie dojeżdżać rowerem.

Można też posiedzieć nad Wisłą. Szczególnie, że nowe bulwary po „miejskiej” stronie zachęcają do tego na swój miejski sposób.

Jeśli znudzi się jazda po asfaltowych lub betonowych ścieżkach, zawsze można wrócić na drugą stronę rzeki, czyli do tej spokojniejszej, mniej zurbanizowanej.

Po praskiej stronie jest bardziej dziko, jest więcej zieleni, ale i komarów oraz pokrzyw też niestety nie brakuje. Ale dzika praska ścieżka rowerowa ma swój niepowtarzalny urok.

Są i takie miejsca-oazy w naszym mieście gdzie można się jeszcze bardziej zachwycać. Nie było chyba dnia żebym nie widziała jak ktoś się zatrzymywał aby zrobić z bliska zdjęcia tym makom. Tak było do niedawna na mojej codziennej trasie rowerowej.

Z wodą trochę gorzej, bo w Wiśle kąpieli nie będziemy zażywać, ale zawsze można gdzieś podjechać koleją podmiejską. Ot, choćby do Garwolina, czy nawet do Karczewa.
Z Karczewa działa przeprawa promem do Gassów. I już jesteśmy na super trasach rowerowych. A stamtąd albo na na lody do Habdzina, albo na jagodzianki i serniczek do cukierni w Górze Kalwarii. To jest życie!

W tamtych rejonach co chwilę mijaliśmy pięknie ubranych kolarzy szosowych. Wszyscy w eleganckich strojach firmowych, żadnych trzepaków.

Misiek też raz z nami pojechał i bardzo mu się podobało 🙂

Poza rowerem strasznie nas kręci ostatnio bieganie. Ciągnie nas do udziału w jakiejś większej imprezie biegowej, jak wilka do lasu. Ale żeby występ był udany, to przed nami długa praca. Zaczęliśmy od przeczytania kolejnej książki o przygotowaniach biegowych, potem ułożyliśmy na jej podstawie plan biegowy, w którym myśl amerykańskich trenerów ma nam pomóc w wykonaniu ciężkiej pracy. A potem w celu podniesienia motywacji nabyliśmy nowe buty, bo stare już się trochę sklepały.
Z wyborem modelu nie było kłopotu: marka od lat ta sama i tylko chodzi o to aby były wygodne od pierwszego założenia, jeszcze w sklepie.

Ups, to chyba nie te zdjęcia się wkleiły;) Wracamy do właściwego tematu 🙂
Czyli muszą być wygodne, lekkie i wytrzymać trudy biegania w różnych warunkach.

No to zaczynamy. Trzy, dwa, jeden, start. No, nie tak od razu, bo jeszcze mamy dużo czasu, ale bazę można już przygotowywać. Zaczęliśmy więc wprowadzać ćwiczenia obwodowe. Fajna nazwa, bo od razu kojarzy się z obwodami, szczególnie tymi w pasie. Oj, nad talią to ja muszę popracować. Zatem bieganie, bieganie, ćwiczenia, bieganie i tak w kółko. Jednym słowem „walka-trwa”. Takie nierozłączne, zapożyczone od jednego mocnego biegacza, słowa. To tak jak z jednym słowem „PIN-zielony”.
Stay tuned, czyli postaram się relacjonować jak nam idzie. Nasze zegarki biegowe wszystko rejestrują, więc będzie widać jak na dłoni, czy się obijamy, czy nie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *