Jakoś tak bez przekonania podchodziłam do tego startu, ale Darek bardzo chciał się sprawdzić na pływaniu, więc pojechaliśmy. Najpierw na ursynowskim basenie w kilku seriach rozegrano konkurencję pływacką, potem przenieśliśmy się do parku w Powsinie na część rowerowo-biegową. Impreza na całą sobotę.
Dystans jak dla nas zabawowy: bo 4 okrążenia po parku rowerem to raptem 10 km, a potem 3 kółka biegu dające razem jakieś 3 km. Ale żeby nie było, że taki zupełny lajt, to trasa wymagająca: rower po ścieżkach w lesie, ostre zakręty, korzenie, jedna kałuża na każdym kółku do ominięcia, a potem pętle biegowe też z ostrym zakrętem i lekkim „podbiegiem”. Jednym słowem zmęczyć się można było. A potem najprzyjemniejsza cześć imprezy, czyli konsumpcja wyrobów z grilla w przyjemnej atmosferze rozmów i dyskusji o startach i przygotowaniach triatlonowych wśród znajomych.
Potem jeszcze były dekoracje w każdej z 9 kategorii pośród: dzieci, juniorów, seniorów i weteranów oraz rodzin.
W tym roku nie było wycieczki do Włoch jako głównej nagrody w triathlonie rodzinnym, ale rodzin startujących było kilkanaście. Zainteresowanie startem w tej konkurencji sztafetowej rodzin nie słabnie, a zacięta walka trwała do końca rywalizacji.
My w tym roku postanowiliśmy zaliczyć ten start indywidualnie. Darek jest zadowolony ze swojego czasu pływania, a pozostałe dwie dyscypliny pozwoliły mu znaleźć się w połowie stawki. Ja zaś pomimo nierewelacyjnego wyniku na pływaniu i tak załapałam się na pudło w kategorii Weteranek II. Razem ze Zbyszkiem Mazurczykiem stoimy razem na jednym stopniu podium. Zbyszek obiecał przesłać mi zdjęcie z tej dekoracji, ale na razie mogę zaprezentować sam medal:
A i jeszcze link na sympatyczny filmik kolegi, który pochwalił się swoim debiutem w 4. Triathlonie Warszawskim.