Rano znalazłam tę dawno nie słuchaną płytę i z nią rozpoczęłam dzisiejszy dzień. Wiosenna okładka oraz świeżość dźwięków widać przywołała wiosnę na dobre. Wreszcie zrobiło się odczuwalnie cieplej. Co prawda już kilka dni temu zauważyłam, że nieco się zazieleniło i niektóre drzewa owocowe zaczęły kwitnąć. Odurzający zapach tych kwiatów pomagał mi podczas czwartkowych „kilometrówek” (ostatnią pobiegłam najszybciej w 4:14 /!/ z czego jestem bardzo zadowolona), ale we czwartek nie było jeszcze tak pięknie jak dziś. Biegałam bowiem w deszczu i wietrze.
Dzisiejsze słoneczne przedpołudnie co prawda na chwilę zostało zmącone przez przetaczającą się przez miasto z hukiem pierwszą wiosenną burzę z ulewnym deszczem i gradem, ale zaraz potem słońce znów zaczęło świecić.
Cieszę się też z zauważonych dziś sporych już liści kasztanowca, który powinien zdążyć zakwitnąć początkiem maja, czyli w czasie maturalnych egzaminów. My co prawda nie czekamy na nie, ale martwiło nas to lekkie spóźnienie wiosny. Za miesiąc mamy przecież startować w triathlonie z pływaniem w jeziorze, stąd czekamy na ciepłe dni jak kania dżdżu.
Mam nadzieję, że słońce i ciepło utrzyma się przez też przez najbliższą sobotę i niedzielę. Planujemy bowiem dłuższy wypad rowerowy – to ostatnia jazda przed występem w Trzebnicy podczas maratonu szosowego (już za tydzień).
Wracając do tematu płytowego, wspomnę, że Darek zasłuchuje się właśnie w wykonaniach serii Mercury Living Presence wydanych przez amerykańską wytwórnię „Mercury”. W edycji kolekcjonera jest 50 płyt z muzyką klasyczną. Zawartość to muzyka klasyczna wybitnie do słuchania, a nie do tańca, w przeciwieństwie do jazzowych aranżacji Josua Redman’a, choć też nie jest to muzyka typowo taneczna, ale noga trochę sama chodzi.