Doszły mnie już narzekania, że zaniedbaliśmy się w publikacji zdjęć z dawno zakończonych wojaży na południu. Nadrabiam zatem szybko zaległości od czasu naszej tygodniowej nieobecności.
Najpierw jednak kilka słów podsumowania: przez pięć kolejnych dni zdobyliśmy szczyt 6-tysięcznika i pokonaliśmy pieszo 143 km. Część po znakowanych szlakach Bieszczadzkiego Parku Narodowego, część zaś przedzierając się zarośniętymi ścieżkami. Po jednej z takich wycieczek mieliśmy wyraźne ślady na naszych łydkach od krzaków jeżyn i pokrzyw sięgających do pasa. Może należało jednak założyć spodnie z długimi nogawkami? Panujące przez cały czas temperatury powyżej 30 stopni niestety nie zachęcały do ubierania się na długo. Z tego samego powodu szukaliśmy osłoniętych tras w lesie lub grzbietami połonin gdzie oprócz widoków mieliśmy przyjemne chłodzenie wiatrem. Słoneczna pogoda = przejrzyste powietrze i dobra widoczność sprzyjała nam do połowy ostatniego dnia, kiedy to nadciągnęła burza. Ostatnie kilometry pokonywaliśmy w deszczu, który zmył kurz z naszych butów.
Na koniec wspomnę jeszcze o pomyślnym teście koszulek merynosowych – wytrzymały razem z nami przez całe 5 dni intensywnego użytkowania. Podobnie jak reszta naszego ekwipunku.
A teraz zapraszam do galerii gdzie Darek dokonał wyboru z ponad 800 zdjęć, które pstrykałam na trasie.
http://www.dar.lap.pl/gallery2/main.php?g2_itemId=23773&g2_navId=x4b5edf1f
Dla zainteresowanych podaję jeszcze przebieg tras naszych wycieczek:
dzień 1: Maniów (gdzie tu jest ta ścieżka w lesie na Matragonę, błądzimy, kluczymy i nic, wypłoszyliśmy z krzaków jelenia, ale do zdjęcia nie chciał pozować) – Matragona (hurra! wreszcie udało się nam trafić na szczyt Matragony, w zarośniętym lesie bez prawie żadnych ścieżek, jesteśmy zadowoleni) – Żubracze (gorąco, a tu kawał drogi szosą) – Maniów
dzień 2: Dołżyca – Łopiennik (zejście bez znaków, ale są oznakowania do bazy namiotowej)- Łopienka (chwila w odnowionej cerkwi – w środku przyjemny chłód) – Przeł. Hyrcza – Korbania (niestety panorama zarośnięta drzewami więc schodzimy szybko) – Polanki – Buk – Dołżyca (ostatni odcinek Buk-Dołżyca szosą dłużył się nam strasznie wiec sporą część podbiegaliśmy)
dzień 3 (odpoczynkowy): Wetlina – Przeł. Orłowicza – Krysowa – Jaworzec i powrót tą samą trasą. Łatwa wycieczka więc dodatkowo dołożyliśmy poszukiwania śladami archeologicznych odkryć podążając znakami „Bieszczady odnalezione”.
dzień 4: Ustrzyki G. – Szeroki Wierch – Przeł. Siodło – Bukowe-Berdo (pięknie!!) – Widełki-Pszczeliny (dokupiliśmy wodę) – Magura Stuposiańska (ciężkie podejście) – Przeł. Przysłup – Połonina Caryńska (szaleńczy zbieg) – Ustrzyki G. (meta Rzeźnika 🙂
dzień 5: Wetlina – Jawornik (powietrze stoi, nie ma czym oddychać) – Rabia Skała (widokowo, ale zaczyna grzmieć) – Krzemieniec (chyba burza poszła sobie na Ukrainę) – Wielka Rawka – (burza powraca) – Dział (już nieźle leje) – Wetlina (zmoczeni, ale szczęśliwi wróciliśmy).