Już nie mogliśmy się doczekać kiedy wreszcie uda się pobiegać w naszej Maryśce za dnia. Ostatnio jak biegaliśmy to jeszcze na pierwszej pętli było w miarę jasno, ale im dalej w las tym szarówka coraz większa. Gdy zaczęliśmy się potykać o korzenie na ścieżce to Darek włączył czołówkę i stała się jasność. Dotarła do nas świadomość, że przez najbliższe tygodnie bieganie będzie wyłącznie już po ciemku, z latarkami. Żeby chociaż mieć taki reflektor przeciwlotniczy jak henley albo Yogi. Bo ja ze swoją słabą latarką z poprzedniej dekady to mogę zapomnieć o widzeniu czegokolwiek. No chyba żebym miała oczy kota, ale nie mam i nic na to nie poradzę. Biegnę więc wypatrując nierówności i potykam się co jakiś czas. Dobrze, że chociaż Darek oświetla mi drogę.

Ale dziś jest niedziela, zatem mogliśmy biegać w ciągu dnia. Co za radość zobaczyć Maryśkę w żółtych, brązowych i różowych liściach.


A tak było w wielkim skrócie: ubraliśmy się odświętnie i pognaliśmy w nasz ulubiony las.

Tutaj jeszcze PRZED startem:

A tu już PO 1 h i 13′ rozciągamy się przy szlabanie:

Potem w domu szybkie przygotowania obiadu dla sportowców. Warzywa PRZED włożeniem do pieca (to najbardziej pomarańczowe to słodki ziemniak):

PO 25′ wyjęte z pieca i na talerz (było pyszne):

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *