Zaliczanie stało się modne. Każdy dziś chce coś zaliczyć. Jedni zaliczają coraz to nowe państwa, które odwiedzili w czasie wakacji. Dlatego w rozmowach po powrocie padają coraz bardziej odległe destynacje. Inni zaliczają koronę szczytów górskich, a jeszcze inni biegają żeby zaliczyć koronę maratonów. My postanowiliśmy przystąpić do zbierania gmin, przez które przejedzie się rowerem. Zasady zabawy opisane są na stronie Zalicz gminę.
Rozpoczęliśmy od uzupełnienia swoich profili wyklikaniem na mapie tych gmin, przez które przejechaliśmy używając urządzenia do zapisania trasy. Czasów sprzed gps nie ma jak za bardzo policzyć. No i nie wchodzą do gry kilometry przejechane poza granicami Polski, a tych trochę już nazbieraliśmy.
Mając już na koncie nieco zaliczonych fragmentów zabraliśmy się ochoczo do uzupełniania pozostałych w pobliżu luk. Aby z jeżdżenia mieć dodatkową frajdę, a nie tylko powiększającą się liczbę gmin na tablicy, postanowiliśmy dobrze się przygotować do każdej wycieczki. Darek, który uwielbia jeździć palcem po mapie i planować, ślęczy nad wytyczeniem sprytnej trasy, tak aby całość spiąć logistycznie. Na razie jeździmy z punktu A do punktu A robiąc różnej długości pętle. Ale będą też jazdy z punktu A do punktu B, które są o tyle trudniejsza wersją, że wymagają znalezienia środka transportu powrotnego z rowerem, albo noclegu. A z tego to już robi się wyprawa rowerowa, która oczywiście nie jest nam straszna, a nawet brzmi znajomo 🙂
Żeby jednak nie wybiegać za bardzo z planami w przyszłość, po dwa słowa o ostatnich zaliczeniach.

29 lipca ruszyliśmy z Warki w okoliczne sady.
Były wszystkie rodzaje dróg: asfalt na szosę, asfalt mocno nadszarpnięty czasem, szuter, leśne przecinki, polne drogi wśród sadów 🍏, łąk nad Pilicą 🌾i drogi do nikąd⛔️. Dlatego dobrze, że wybraliśmy się rowerami trekingowymi. Chcieliśmy się przebić bliżej Pilicy, ale droga przez nadrzeczne łąki była zanikająca, a upał robił się coraz większy, zatem wróciliśmy asfaltem. W Warce na rynku działała kurtyna wodna więc z przyjemnością się schłodziliśmy, by potem zjeść resztę  naszego zapasu batoników popijanych kawą w cieniu kawiarnianego parasola.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 



5 sierpnia znów okoliczne sady, tym razem pod Grójcem. Takich ilości sadów jabłoniowych, śliwkowych i wiśniowych jeszcze nie widzieliśmy w ciągu jednej wycieczki. Cała trasa prowadziła drogami przez plantacje z owocującymi drzewami. Niektóre nie były ogrodzone, dlatego widząc uginające się od przejrzałych wiśni drzewa zatrzymaliśmy się spróbować. Smakowały wyśmienicie. Podczas czekania pod daszkiem sklepu w Goszczynie (połowa trasy) w trakcie burzy, dowiedzieliśmy się z podsłuchanej rozmowy lokalesów, że wiśnia w tym roku wyjątkowo tania w skupie (20 gr). No i wyjaśniło się dlaczego nikt jej nie zbiera.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 



12 sierpnia start był z Sokołowa Podlaskiego. Okropnie tego dnia wiało, a trasa w większości prowadziła odkrytymi przestrzeniami. Wywiało nas na tych polach i wymęczyło na słabej jakości asfalcie😵😠. Za to najedliśmy się w jednym miejscu dojrzałych jeżyn😁. Po powrocie do Sokołowa nie znaleźliśmy spokojnego miejsca do odpoczynku i wypicia kawy, za to obok głównego skwerku był kościół z włączonymi głośnikami, z których słychać było śpiew fałszującym głosem. Nikomu to jednak nie przeszkadzało.

 

 

15 sierpnia znów ruszamy w trasę, teraz z Nowego Miasta. To już druga wycieczka w tym samym tygodniu, ale jak tu nie skorzystać z dnia wolnego i ładnej słonecznej pogody. Troszkę było wiatru, ale całkiem znośnie, zwłaszcza, że nie był zły asfalt, co ułatwia zadanie. Gdyby kogoś interesowały te dwa „ogonki” na trasie, którą przejechaliśmy, wyjaśniamy, że są to „odcinki specjalne”. Specjalnie bowiem pojechaliśmy kawałek dalej i wróciliśmy, by w ten sposób przekroczyć granicę sąsiadującej gminy. W ogólnym rozrachunku zaliczania gmin, taka taktyka bardziej się opłaca. Z innych ciekawostek przekładających się na atrakcyjność tej trasy to fragmenty dobrego asfaltu przy okazji budowy linii kolejowej. Poprawione tory nie dość, że umożliwiają jazdę szybkich pociągów, to dodatkowo ładnie się prezentują wraz z nowymi stacjami kolejowymi. Poza tym wpłynęło to na bezpieczeństwo i wygodę dróg – powstały bowiem bezkolizyjne przejazdy tunelem lub wiaduktami. Testowaliśmy wszystkie na naszej drodze. Zakończenie wycieczki też było bardzo przyjemne, bo na zrewitalizowanym skwerze ciurczyła barokowa fontanna i można było posiedzieć na nowej ławce popijając kawę z papierowego kubka z żabki.

 
 
 
 
 
 
 
 
 

 
Po mazowieckich gminach przyszła kolej na powtórkę z gmin mazurskich, ale o tym będzie w następnym odcinku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *