Opuszczając hostel przyglądam się mapie Sztokholmu, na której zaznaczone są miejsca które powinniśmy zobaczyć zanim wyjedziemy ze stolicy Szwecji. Na pierwszym miejscu jest zamek królewski i starówka. Miejsca te są blisko siebie i znajdują się na naszej trasie do portu, a widząc jak piękny dziś dzień się zapowiada nie sposób zrezygnować z odwiedzenia starych murów miasta.

Kierujemy się ścieżką rowerową i bez żadnych problemów jedziemy jak po sznurku.

Wreszcie jest. Wielkie gmaszysko z tysiącami sal.  Miejsce, które jest oficjalną rezydencją króla, ale i tak rodzina królewska tu nie mieszka. Nie mamy czasu na odwiedzenie skarbca, ani innych udostępnionych dla publiczności pomieszczeń. Okrążamy zamek na zewnątrz i przemieszczamy się w kierunku uliczek starówki w stanie Gamla. 

Wyjeżdżamy ze Sztokholmu z żalem. Chociażby dlatego, że tak krótko tu byliśmy, a także dlatego że tak dobrze jeździ się tu rowerem. Tutaj przykład, że droga dla rowerów może być wytyczona także i wtedy gdy potrzebny jest pas do parkowania samochodów. Takie rozwiązanie ułatwia nie tylko jazdę rowerzystom, ale i nie pozwala parkować samochody na ścieżce rowerowej ani na chodniku dla pieszych.     

Czy wyobrażacie sobie, że może być ulica bez żadnych samochodów, nawet tych zaparkowanych pod domami. Niesamowite wrażenie. To co prawda przedmieścia Sztokholmu, ale to tak tutaj wygląda. Jest pas asfaltu tylko dla pieszych i rowerów, wózków. Żadnych aut.

Jesteśmy już w okolicach Jordbro, miejscowości w połowie drogi od Sztokholmu do Nynashamn. Cały czas jedziemy asfaltową drogą dla rowerów.

Rower w Szwecji jest bardzo ważnym środkiem transportu. Przed sklepem, w którym się zatrzymujemy podziwiam rower transportowy, którym przyjechał starszy pan po zakupy.

Nasz ulubiony produkt wysokobiałkowy. W tym sklepie przy zapłacie gotówką (rzadkość w Sztokholmie gdzie wszędzie akceptowano wyłącznie płatność kartą) na rachunku znalazła się pozycja pod dziwną nazwą, którą przetłumaczyliśmy jako „zaokrąglenie”. Okazało się, że reszta wydana została z kwoty zaokrąglonej przez sprzedawcę na korzyść kupującego. Słyszeliście o czymś takim w polskim supermarkecie?

I jeszcze te wspaniałe asfaltowe drogi. Tutaj to dopiero można pośmigać na szosie.

Pozdrowiliśmy się i od razu nam się milej zrobiło. No bo my z tymi sakwami wlekliśmy się pod wiatr akurat i ciężko nam się dziś kręciło.

A w  Nynashamn, w sennym miasteczku pusto, tylko trochę więcej ludzi kręci się w porcie. Więc my w tym samym miejscu co poprzednio (zgodnie z zapisanym śladem z poprzedniego wyjazdu) zamówiliśmy sałatki na obiad u tego samego Włocha co ostatnio.

I potem już tylko czekamy na prom.

Wiatr przyniósł fale, które wzmogły się jakoś nad ranem. Nieszczęśliwie największe bujanie przypadło w porze śniadania. No cóż, taki los morskich podróżników. 

Przybiliśmy do Gdańska zgodnie z planem. Z terminala portowego jedziemy znaną trasą na dworzec kolejowy. Po drodze zagaduje do nas inny rowerzysta, która był ciekawy skąd wracamy. Opowiadamy, że właśnie wysiedliśmy z promu którym przypłynęliśmy z naszej 2-tygodniowej wyprawy po Finlandii. Rozmowa się przedłuża i w ten sposób dojeżdżamy razem do gdańskiego deptaka przy Motławie. My potem kierujemy się na dworzec, a nasz rozmówca w swoją stronę. Przedtem wymieniamy się kontaktami. To tak na wypadek gdybyśmy chcieli się wirtualnie podzielić swoimi doświadczeniami z wypraw rowerowych. Rower zbliża ludzi, a wspólna pasja tym bardziej.             

Na peronie ogrooomnie dużo podróżnych czekających na swoje spóźnione pociągi. To nie Szwajcaria, gdzie bilety kolejowe są drogie, a pociągi jeżdżą zgodnie z rozkładem.

Nasz pociąg na szczęście przyjechał punktualnie, ale byliśmy w ogromnym stresie jak my się z naszymi rowerami i bagażami przemieścimy przez ten tłum ludzi i dostaniemy do właściwego wagonu.
Tu już rowery wiszą na swoich miejscach, a my zastanawiamy się po raz kolejny jak przewoźnik mógłby inaczej zorganizować przewóz rowerów w swoich pociągach. W Europie jakoś dają radę nawet emeryci podróżować z rowerami, a u nas to wciąż sportowe wyzwanie.

Jeśli rower ma zostać powieszony na haku za przednie koło i jednocześnie być umieszczony skośnie bokiem, a przez to zajmować swoją powierzchnią sąsiadujące półki na bagaż, to oznacza to, że przy sprzedanych dwóch miejscach na rower nie mogą i te sąsiednie półki być zajęte przez bagaże.   

Należałoby w takiej sytuacji wszystkie półki złożyć tak aby nie były zajmowane przez innych podróżujących z walizkami, torbami i innymi dużymi bagażami. Samo umieszczenie napisu „Pierwszeństwo rowerów” nie przemawia do wyobraźni i nie rozwiązuje tematu. Warto to zmienić. Rozwiązanie jak to zrobić pozostawiamy tym, którzy mają więcej pomysłów i możliwości technicznych.   

W drugim przedziale z miejscami na dwa rowery wyraźnie widać, że koncepcja wykręcenia dwóch z czterech półek (widać jeszcze miejsca po śrubach, że te półki kiedyś tu były i zostały tylko zdemontowane) i umieszczeniu dwóch haków nie została przetestowana w tzw. realu, czyli nikt nie przymierzył i nie powiesił dwóch rowerów na wysoko umieszczonych hakach. Pomijam kwestię zawieszenia roweru w ten sposób, bo ładnie i prosto wygląda to tylko na rysunku.   

A z tego miejsca pozdrawiam wszystkich podróżujących polskim kolejami i życzę powodzenia na wszystkich dworcach, gdzie nie ma usprawnień dla rowerów.

Na koniec wklejam fotkę zrobioną niedaleko domu. Takiego znaku nie widzieliśmy nigdzie w Skandynawii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *