Po ostatnich opadach śniegu i wyżu (czytaj mróz jak ścisnął tak nie chce odpuścić) dzieją się rzeczy nieoczekiwane jak na marzec. Po pierwsze ptaki jedzą więcej niż w okresie od grudnia do lutego. Poszło już sumie ponad 17 kg mieszanki różnych ziaren. Sikor już jakby mniej przy naszym karmniku, ale za to wróble są codziennie sporym stadkiem i kłócą się o miejsce w kolejce do wydziobywania ziaren. Zaś pod drzewem przesiadują systematycznie kawki, wrony i gołębie.
Po drugie byliśmy wczoraj na nartach biegowych, co prawda pewnie już ostatni raz w tym sezonie, ale warunki w lesie były na prawdę wyśmienite i można było jeszcze poćwiczyć krok do klasyka.
Po trzecie humoru nie popsuli nam nawet spacerowicze, którzy nie bardzo chcieli pogodzić się z myślą, że las nie należy tylko do nich i że nie mogą wyznaczać w nim reguł poruszania się. Bo na przykład idzie taki jegomość lewą stroną szerokiej alei. My zaś grzecznie prawą licząc na to, że w odpowiednim momencie pan zorientuje się i zmieni swój kierunek marszu, zwłaszcza, że my poruszamy się szybciej i jest nas dwoje. Ale gdzie tam, pan nie dość że nie ustępuje nam miejsca, to jeszcze poucza nas, że on idzie prawidłowo ścieżką dla pieszych, zaś my powinniśmy poruszać się po drugiej stronie. Zmieniamy więc swój tor, by za chwilę trafić na panią, która idzie właśnie tą stroną co my i znów wysłuchujemy że poruszamy się niewłaściwą stroną, bo przecież ta pani idzie prawidłowo. Ech, może to i dobrze, że to już ostatnie narty w tym sezonie.