Znów będzie niesportowy wpis. Śnieg z deszczem, odwilż, a potem nagły mróz i „szklanka” gotowa. Od jednych drzwi (tych wyjściowych) do drugich (od samochodu) mam odcinek naprawdę króciutki, a doszłam zaliczając dwa piruety. Byłam co prawda w butach na obcasach, które z natury mają niezbyt agresywną podeszwę, ale jakie miałabym szanse w tych warunkach podczas biegania w parku szybkich odcinków. Podeszwa w butach biegowych na asfalt też ledwo co wyżłobiona. Odpuściłam. Darek też został ze mną w domu. Coś tam mu rzęzi znów w oskrzelach. Oj, nie możemy się wygrzebać z tych infekcji od grudnia. Jakaś plaga spadła na nas po pięciu latach nie chorowania? Pijemy więc herbatkę z cytryną, siedzimy w cieple i słuchamy muzyki. Żeby jednak nie było nudno oboje jesteśmy podłączeni. Tyle, że każdy do czego innego: Darek do sieci, przegląda coś w internecie, ja do motków z wełną i drutów.
Granatowy szalik, który zaczęłam jeszcze przed świętami ma być długi, więc to żmudna praca, zatem w przerwie dla urozmaicenia wydziergałam jeszcze czapkę. Udało mi się dokupić do kompletu z kominem włóczkę w kolorze ecri.
Najpierw przymierzyłam na próbę temu panu, Darek nie chciał być modelem 😉
Wzór rombów (lewe oczka) zapożyczyłam od Doroty.
Dwa wieczory i czapka gotowa. Jak tak dalej pójdzie to chyba nie będzie miejsca w szafie dla tych czapek.
Ależ buty z obcasem są całkiem niezłe do oblodzonych powierzchni, tylko musi być naprawdę cienka końcówka. Ona się wtedy wbija w lód. Może nie być bardzo wysoka, ale musi być cienka. Testowałam. Co prawda nie na Młocinach, bo tam to tylko w płaskich chodzę.
Tak Lila wysoki obcas zdecydowanie nie nadaje się na Młociny. Główna pętla jest co prawda mocno udeptana, ale czasem zdarza się tam błoto. Wtedy chodzenie z zapadającymi się w grząskim podłożu do połowy obcasami nie wygląda już tak efektownie. Co do lodu to oprócz ostrych końcówek szpilek obcasów przydałyby się jeszcze podobne kolce w przedniej części buta. No, ale wtedy to byłyby buty na bieżnię lekkoatletyczną. W każdym razie dziękuję za radę.