Kolejny szalony weekend – pojechaliśmy 200 km żeby przejechać się kilka razy w tę z powrotem na rowerze i zmoczyć w jeziorze, bo o pływaniu nie było mowy. Do tego to nie były żadne zawody ani kolejny trening, tylko profesjonalna sesja fotograficzna w plenerze. Za miejsce naszych prób stania się modelkami i modelami sportowymi wybrano Dwór w Kraplewie, miejsce adekwatne do okoliczności przyrody i powagi zadania jakie mieliśmy do wykonania.


Zaczęliśmy od sesji na rowerach. Nawet nie włączałam urządzeń pomiarowych ale już na oko widać było, że odcinki, które pokonywaliśmy na rowerze nie były dłuższe niż jakieś 200-300 m. I tak kilka razy, raz pojedynczo, raz grupowo. Pod górkę i wolny zjazd w ciasnym peletonie w dół. Jeżdżenia mało, a więcej czekania na sygnał kiedy ruszamy. Wszystko po to aby ładnie się prezentować w plenerze, czyli triathloniści na treningu kolarskim. Żeby jednak nie było lipy, cała grupa „trenujących” musiała się elegancko prezentować w strojach klubowych. Czyli krótkie spodenki z logiem, koszulki lub bluzy teamowe. Niestety aura nam nie sprzyjała i trochę się w tych letnich kreacjach wymarzliśmy. Ale fotograf zdaje się nic sobie nie robił z naszej gęsiej skórki i czerwonych nosów. Zjazd, podjazd i jeszcze raz powtórka. Potem to i tak podkręci do ciepłych barw, więc naszych zgrabiałych dłoni, czy lekko posiniałych łydek nie będzie widać.

Następnego dnia powtórka skoro świt, bo po południu było za mało światła i trzeba było wszystko zagrać jeszcze raz. Ale czego się nie robi dla dobrego wizerunku. No więc przy porywistych podmuchach zimnego wiatru paradowaliśmy znów w krótkich spodenkach i z prawie gołymi ramionami. Dobrze że jeździliśmy kawałek za wsią bo obok ludzi w szarych kurtkach, zimowych czapkach i kaloszach wyglądaliśmy na kolorowych cudaków, którzy zapomnieli spojrzeć na termometr.

Po śniadaniu zaś czekała nas jeszcze jedna sesja fotograficzna, czyli symulacja pływania. Nad jezioro wybrała się już mniejsza grupa śmiałków niż na rowery. Stanowiliśmy nie lada atrakcję dla lokalesów, bo przejeżdżające samochody zwalniały niekoniecznie z powodu ostrego zakrętu nad brzegiem jeziorka.

Pływanie wczesną jesienią, przy temperaturze powietrza około 7-9 stopni (temperatury wody nikt przezornie nie zmierzył) jak widać spodobało się niektórym bo zamiast tylko wbiec i wybiec z wody, niektórzy rzucili się ohoczo do pływania choć na brzegu lekko się kulili czekając na komendę: „raz, dwa, trzy, start!”. Potem było szybkie psktry, pstryk i od nowa, bo nie każdy mógł się załapać w obiektyw.

Bardzo dużo ubierania żeby na dosłownie kilka sekund wskoczyć do wody i szybko z niej wybiec. Radość z tej krioterapii nie do opisania 🙂

Edit – po 2 tygodniach doklejam jeszcze :
1. link do filmiku obrazującego kraplewskie zabawy na świeżym powietrzu (filmik przygotowany przez Roberta Siwirskiego z wyjazdu WTT) -> klik
2. i jeszcze linki do galerii foto z klubowej sesji (w wykonaniu profesjonalnego fotografa Piotra Dymusa):
część 1.
cd. w wodzie

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *