Ozdoby świąteczne 🎄🎅 czas już schować do przechowania na kolejny grudzień🎇. 
Teraz gdy dzień wyraźnie się już wydłuża można rozpędzić maszynę treningową. Najpierw nieśmiało ale za to korzystając z uroków zimy wybiegaliśmy się na nartach w Jakucji. Było przecieranie zasypanych w białym puchu śladów, podziwianie świerków uginających się pod białymi czapami i zapomnienie się w bajkowym krajobrazie.
Pomogły nam w tym bardzo narty, bez których nie byłoby możliwe nawet dotarcie na przygotowane trasy. Szynobus utknął gdzieś w zaspie u Czechów i nie dojechał do Szklarskiej. Wynajęliśmy więc taksówkę dla siebie i innych turystów, którzy podobnie jak my zamierzali dotrzeć do stacji w Szklarskiej Porębie Jakuszycach. Jedyna droga do Jakuszyc i dalej do Harrachova na szczęście była dobrze utrzymana. Wypożyczone narty dawały nieźle radę więc postanowiliśmy zostać ich użytkownikami przez całe 5 dni. I to był bardzo dobry pomysł, bo śnieg nie odpuszczał tylko dosypywał każdego dnia. Co ratrak przejechał, to następnego dnia znów była warstwa świeżego puchu. ☃⛄☆⛄⛄       

Wreszcie jeździ pociąg. Ale i tak na nartach jest przyjemniej.

Gdy coraz bardziej pada śnieg, to coraz bardziej pada śnieg. Bim bom. Bim bom.

Kolejny poranek budzi nas słońcem.

A na Stanisławie wszystko zmrożone jak w zamrażalniku i wieje polarnym wiatrem.

Ta czapla nie odleciała do ciepłych krajów bo bardzo lubi ośnieżone świerki.

To w którą stronę robimy Worek Harrachowski?

       
Powrót z tego nienaturalnego świata do codzienności był szybki i sprawny. Nie było po prostu czasu na wdrażanie, tylko od razu wskoczyliśmy na wysokie obroty. Choć nie na najwyższe. 
Czekał na nas trener na pływalni i buty do biegania nożnego. No właśnie, wszystko to czekało, a my odprężeni po tygodniu wysypiania się na maksa (niestety późne śniadania nie sprzyjają wczesnym pobudkom) jakoś nie potrafiliśmy przestawić biologicznego zegara na normalne tory. No i pierwszy tydzień przepadł z prozaicznego powodu.
Ale pozbieraliśmy się i wreszcie tryby zaskoczyły. Najpierw ostrożnie, lekko potruchtaliśmy, a potem gdy przyszedł czas na dłuższe bieganie okazało się, że mamy w okolicy groźnego przeciwnika. Jest nim smog. Z nim nie wygramy, więc żeby nie wypaść z rytmu treningowego przenieśliśmy się do podziemia.
Urządziliśmy swoje sportowe studio, w którym stanęła nie byle jaka maszyna. Nazywa się Spirit, stoi pewnie i waży sporo. I pomaga nam wylewać litry potu i nie zaniedbywać biegania gdy na zewnątrz czerwony alarm smogowy. 

Teraz tak wygląda nasze centrum sterowania: po prawej płynie muzyka, po lewej na wyciągnięcie dłoni bidon termiczny z elektrolitami, a po środku tablica z parametrami. W planach jest jest jeszcze wyświetlanie filmów, serwowanie napojów bezalkoholowych w dużym wyborze oraz specjalne efekty oświetleniowe, ale to wymaga pewnych przeróbek naszego studia. 

          
Po otrzymaniu komendy START ruszamy na orbitę. Cała zabawa polega na utrzymaniu właściwej ilości obrotów koła zamachowego i nie straceniu przy tym całego paliwa. Powinno wystarczyć jeszcze na swobodne lądowanie. Pomaga przy tym ręczny hamulec.      

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *