Maraton Warszawski – święto biegaczy. Koledzy Darka pytali dziś w pracy, co on tu robi skoro jest maraton. Spokojnie, dzisiaj nie biegniemy. Ale na stadion pojechaliśmy i kawałek po trasie też się przejechaliśmy rowerami. Lubomir miał łamać trzy godziny, więc mu dopingowaliśmy.
Na telebimach transmisja tego co się działo na mecie na płycie stadionu.
Tędy wbiegają uczestnicy maratonu, szkoda, że po betonie, a nie po bieżni, ale i tak fajny widok dla kibiców.
Pamiątka dla każdego uczestnika.
Lubomir zadanie wykonał w 200%. Darek długo nie mógł dojść do siebie jak usłyszał jego wynik. Dla nas kosmiczny i nieosiągalny. Ma chłop zdrowie biegać tak szybko.
*****
Po męczącym dniu (to napięcie, te emocje, hałas na trasie i na stadionie) postanowiliśmy zaszyć się w domowym zaciszu. Na pierwszy ogień poszły muffinki z dodatkiem jabłka,
potem w piecu siedział chleb na zakwasie (wreszcie ruszyła domowa produkcja chleba)
zaraz zostanie podane do stołu